piątek, 27 września 2013

Rozdział XXXIV - kocham Cię.

Wtorek rano, godzina 8.00. Brawo Su! Właśnie zaczyna się fizyka... Rzuciłam się w kierunku szafy jak poparzona, wyjęłam białe slimy, niebieską koszulkę, czarną skórzaną kurteczke i niebieske baleriny, szybko się umalowałam, zeszłam na dół i spojrzałam na zegarek. 8.15... I tak nie ma sensu iść do pierwszą godzinę. Nie chciało mi się robić jedzenia, więc postanowiłam,że poproszę rodziców o jakieś pieniądze, podeszłam do drzwi ich pokoju i zapukałam, nie usłyszałam odpowiedzi. Dobrze się śpi? No trudno, otworzyłam drzwi. 

Su: Sorki, że was budzę, ale... - spojrzałam na łóżko i nie zobaczyłam tam rodziców tylko Mike, który właśnie otwierał oczy i ziewał. - Rodzice już wyjechali? 
Ten w odpowiedzi twierdząco pokręcił głową. 

Su: Kiedy? 

Mich: Godzinę po moim przyjeździe, o 3? - Usiadł i się przeciągnął. - Fajnie, że ucieszyłaś się na mój widok. - uśmiechnął się, a ja przykucnęłam i uśmiechnęłam się tajemniczo, po czym rzuciłam na brata i zaczęłam go tulić, jak 5-latka. - No dobra starczy!

Su: NIEEEEEEE! 

Mich: Sama tego chciałaś. - czułam, że się uśmiecha, po chwili szybko odczepił mnie od Siebe, a ja leżałam na podłodze. Patrzył na mnie z góry i się śmiał.

Su: Co się szczerzysz! Nawet tu wygodnie. - Mike zaczął się jeszcze bardziej pompować. Wstałam wzięłam poduszkę i w niego rzuciłam. 

Mich: No już już! - wziął poduszkę i się do niej przytulił. - Która godzina? 
Su: 8.20 - zaraz muszę wychodzić... 

Mich: Jak śmiesz mnie budzić o tej godzinie! - spytał oskarżycielskim i rozbawionym głosem. - Ej , nie powinnaś być w szkole?

Su: No powinnam. - westchnęłam, brat posłał mi pytające spojrzenie. - Zaspałam. - wyjaśniłam mu. - Rodzice zostawili nam pieniądze? 
Mich: Na lodówce. 

Poszłam do kuchni i wyjęłam z koperty 20zł, poszłam na górę umyłam zęby, rozczesałam kłaki, bo oczywiście Mike mi je potargał i zeszłam na dół. 8.30... Michel wszedł do kuchni i znów ziewnął.

Mich: Nie będzie mnie w domu, jak wrócisz. 
Su: Dlaczego? 

Mich: Idę do firmy zobaczyć co i jak. 

Su: Czyli gotuje Sobie sama...

Mich: Nie, mama zostawiła makaron na durszlaku i pomidorówkę. 

Su: Dobra muszę lecieć! 

Wybiegłam z domu, szybko weszłam do sklepu i kupiłam jakieś bułki słodkie, grześli i wodę, i truchtałam do szkoły, gdy byłam na jej terenie zegarek wskazywał 8.56, więc minute temu skończyla się lekcja. Ze szkoły wychodził Kastiel, na mój widok, przez jego twarz przebiegł cień wrednego uśmieszku po czym złożył ręce na piersi i spojrzał na mnie obojętnie, też postanowiłam się w to pobawić. 

Su: Nagrabiłam Sobie? - spytałam ze skruchą w głosie, robiąc podkówkę, Kastiel miał ten sam wyraz twarzy. 

Kas: I to tak. - odrzekł beznamiętnie, aż przeszył mnie chłód. 

Su: Myślałeś żeby zostać aktorem?  - teraz na jego twarzy malowało się zaskoczenie.

Kas: Nie trzymasz się scenariusza. - uśmiechnął się. - i.. co? 

Su: Nieźle grasz. - podeszłam i pocałowałam go w policzek. - a nie przyszłam na lekcje bo zaspałam. 

Kas: Jasne. - uśmiechnął się odsłaniając zęby. 

Ze szkoły wyszedł Armin, a z klubu ogrodników Irys, żadne z nich nawet na Siebie nie spojrzało, ze zdziwienia otworzyłam buzie. Armin szedł z moją stronę, Irys przy wejściu do szkoły odwróciła się na chwilę i spojrzała w plecy czarnowłosego ze smutkiem po czym zniknęła za drzwiami wejściowymi. Oderwałam się od Kastiela i podeszłam do Armina. 

Su: Co Ty odwalasz?! - pchnęłam go, wciąż zszokowana.
Ar: Hej Susieczko, też się ciesze, że Cię widze. - Odrzekł wywracając oczami, za Sobą usłyszałam śmiech Kastiela, który po chwili stanął u mego boku.

Su: Przestań! Miałeś się zbliżyć do Irys, a nie jej unikać! - Jak ona się teraz musi czuć...

Armin się skrzywił. 

Ar: Rozmawialiśmy i...

Su: I co?

Ar: Dasz mi dokończyć? 
Kas: Idę do Lysandra. - Odezwał się nagle. Spojrzałam na niego i pocałowałam w policzek, Lysander czekał na Kastiela przy drzwiach do sali gimnastycznej w których po chwili zniknęli. 

Su: No mów. 

Ar: Rozmawialiśmy, powiedziałem jej, że nie wiem czy coś z tego będzie. - na widok mojej miny gestem ręki kazał być mi cicho. - czekaj. No i stwierdziliśmy, że zrobimy Sobie przerwe żeby zatęsknić i takie tam...
Su: No chyba nie za bardzo tęsknisz...

Ar: Minęła godzina od rozmowy Su... 

Westchnęłam, zadzwonił dzownek. 

Lekcje minęły szybko, zaraz po ostatnim dzwonku poszłam z Kastielem kupić maski, wzięłam pierwszą lepszą pozłacaną, Kas wyłożył za mnie kasę sam wziął czerwono czarną. W domu oddałam mu pieniądze, chociaż upierał się, ze nie ma takiej potrzeby, to nie 3$, tylko 50$!. Gdy po obiedzie wyszedł, ja zabrałam się do odrabiania lekcji, potem telewizja, laptop, o 20 poszłam na umyć, trochę zajęła mi pielęgnacja, więc o 20.45 wyszłam, poczekałam aż wyschną mi włosy, zjadłam kanapkę, gdy o 21.30 położyłam się spać, usłyszałam, głos Michela z dołu, zajrzał do mnie do pokoju, zobaczył, że śpie i wyszedł.

Następnego dnia obudziłam się o 10, dzisiejszy dzień mieliśmy wolny od szkoły ze względu na bal, który zaczynał się o 17. Wstałam, zjadłam śniadanie. 
Miałam w planach kosmetyczke i fryzjera. Więc po śniadaniu, poszłam umyć zęby, założyłam czarne leggisny, buty emu i fioletowy t-shirt z opadającym ramieniem, była 11. Michel w drodze do pracy powiózł mnie do kosmetyczki. Ta wyregulowała mi brwi, a potem zajela sie moimi paznokciami. Nie wiem jakim cudem przesiedziałam tam dwie godziny, moje paznokcie wyglądały ładnie, delikatny french. Tak więc o 13. 15 byłam u fryzjera. Margareth kazała mi usiąść. 
Mar: Co Sobie życzysz?

Su: Idę na bal. Chcę żeby była delikatna i pasowała do sukienki. - pokazałam jej zdjęcie. 
Mar: Hm... No dobrze. A.. Możemy podciąć końcówki?

Su: Co? - wyrwało mi się, o w dupe. - czy to konieczne?
Mar: Zaufaj mi. 

Su: No dobra. - powiedziałam średnio przekonana. 

Po 45 minutach moja fryzura była gotowa, przejrzałam się w lustrze, i jedyne co mogłam z Siebie wykrztusic to:

Su: Jak? - miałam pięknie zaplecione włosy, opadające na lewe ramię. - Po.. podciełas mi i tylko koncówki? 

Mar: Tak. - uśmiechnęła się. - Masz z tyłu nieźle wszystko poplątane, dlatego masz tak mało włosów. Podoba Ci sie?

Su: Jest pięknie... - uściskałam kobietę. Kosmetyczka - 40$, za to Margaret była moją ciocią, więc nie musiałam płacić. 

O 14.30 byłam w domu, za 3 godziny miał być u mnie Kastiel i co ja teraz ze Soba poczne? Westchnęłam i poszłam do kuchni coś zjeść. Odgrzałam zupe, zjadłam - 15. No dobraa! Poszłam przed telewizor, potem na lapka i o 16, postanowiłam się umalować. Weszłam do łazienki i nałożyłam under20 gąbeczką, po czym użyłam tuszu, zrobiłam kreske i użyłam złotego cienia do powiek. Gdy wyszłam z łazienki ostrożnie weszłam w moją sukienke i założyłam czarne baleriny. I tak moje buty właściwnie nie były wydoczne. Przejrzałam się w lustrze i oniemiałam, zobaczyłam tam jakąś piękną dziewczynę, podniosłam rękę, by dotknąć Swojej twarzy, i przymrużyłam oczy, dziewczyna w lustrze naśladowała każdy mój ruch. Poszłam jeszcze umyć zęby. Była 16.55 zadzwonił dzwonek do drzwi zeszłam na dół, Kastiel stał z małym bukiecikiem w jednej ręce i z maską w drugiej miał na Sobie czarny piękny garnitur i czerwony krawat. Na mój widok, potrząsnął głową. 
Kas: Zastałem Sucrette? - uśmiechnął się. 

Odwzajemniłam uśmiech, Kastiel wszedł do środka. 

Kas: Chciałbym Ci kogoś przedstawić. - what the fuck? złapał mnie za rękę i poprowadził mnie przed lustro w moim pokoju. - Poznaj, to jest Sucrette. - nie wiedziałam o co mu chodzi, ale się uśmiechnęłam. - to ją kocham. - oniemiałam, serce przestało bić w mojej piersi, spojrzałam Kastielowi w oczy. - Kocham Cię. 
Su: Ja też Cię kocham. - nasze usta się połączyły.



 MACIE SU W MASCE HAHA! :D - mistrz painta. xD BALU BEDA 2 czesci, JEDNA MALO CIEKAWA.

 -  

czwartek, 26 września 2013

Rozdział XXXIII - sukienka.

Kastiel wyszedł, a ja złapałam za telefon, weszłam w spis kontaktów i zatelefonowałam do Alexyego. Po dwóch sygnałach usłyszałam w słuchawce zaspany głos.

 Ax: Halo? - zieeeeeeeeeew. 

Su: Co Ty śpisz? - spytałam zaskoczona.

Ax: No już nie bo ktoś mnie obudził! No właśnie z kim rozmawiam?

 Zaśmiałam się.

 Su: Z siostrą śpiochu. 

Ax: Sucrette! Co tam chciałaś? 

Su: No... Mamy zaległe zakupy, masz jutro czas?

Od razu się ożywił i zapiszczał mi do słuchawki.

Ax: Tak! Po lekcjach?

Su: Tak, do jutra idź już spać. 

Ax: Dooobraaaanoooc! - z radości przeciągał samogłoski. Poszłam się umyć i położyłam się do łóżka, besty, komixxy, facebook - 21.30 i w kime. 

Następnego dnia obudził mnie budzik w telefonie, wzięłam urządzenie do ręki, 8.30 lekcje miałam od 9.50 zeszłam na dół i ujrzałam tate czytającego gazete na sofie i mame robiącą kanapki w kuchni.
 Su: Dzień dobry. 

Mama: O cześć skarbie! Kanapki do szkoły z szynką czy z serem?

 Su: Połącz. - poczułam się dziwnie, od tygodnia sama robiłam Sobie śniadania do szkoły, jak i te przed wyjściem, a gdy usiadłam przy stole mama postawiła przede mną miskę płatków, wcześniej tego nie zauważałam, ale traktowali mnie jak małe dziecko. 
Su: Dzięki. - bąknęłam tylko i jeszcze raz się rozejrzałam. - Mike wrócił?

Mama: Jeszcze nie. Będzie wieczorem. 

Su: A co z waszym wyjazdem? 
Mama: Przełożony na jutro rano. - Mama odwróciła się i wzięła do ręki włoszczyzne, no na robienie obiadów akurat nie będę narzekać, a właśnie...

Su: Nie będzie mnie na obiedzie. 

Mama: A co umówiłaś się z narzeczonym? - Odwróciła się i uśmiechnęła szeroko.

Su: Daj już spokój! Szkoda,że nie zaczęłaś wczoraj mówić o dzieciach! 

Wtedy tata wszedł do kuchni. 

Tata: Nie zapędzaj się córcia. - Odłożył gazete i upił łyk kawy przyglądając mi się podejrzliwie. 

Su: Ale ja właśnie.. A z resztą. Nie umówiłam się z Kastielem tylko idę na zakupy.

 Mama:  Ciuchów Ci zabrakło?

Su: W środę jest bal, potrzebuje sukienki.

 Mama: Trzeba było tak od razu! - Wyszła z kuchni a po chwili wróciła z portfelem i wręczyła mi 300 zł. 

Su: Mamo...

Mama: Mamy teraz pieniądze, więc bierz pieniądze i zaszalej, tylko nie wracaj mi do domu bez pięknej sukienki! Uściskałyśmy się. 

Tata: A sama idziesz na te zakupy?

 Su: Nie, z kolegą. 

Tata: Kolegą?

Su: Yep. 

Mama: Kastiel nie będzie zazdrosny?

Su: Nie sądze. - Spojrzałam na zegarek, była 9.02

Mama: A skąd ta pewność? 

Su: Bo ten kolega to gej. - Zerwałam się z miejsca, wychodząc z pomieszczenia zerknęłam jeszcze na twarz rodziców, malował się na nich szok,
zachichotałam. Wbiegłam na górę, założyłam koszulkę z panda, brązowe slimy i zielone trampki. Weszłam do łazienki, wyprostowałam włosy, umyłam zęby i wytuszowałam rzęsy, wzięłam torbę schowałam do zeszytu zwolnienie lekarskie i wyszłam z domu, przy wyjściu krzycząc rodzicom na pożegnanie. Spojrzałam na telefon, wskazywał 9.30.W szkole weszłam do pokoju gospodarzy. 

Nat: Sucrette! - przytulił mnie. - Wybacz mi, ale nie dałem rady się z Tobą zobaczyć! Jak się czujesz?

Su: Już dobrze. Przyszłam dać Ci usprawiedliwienie. - Podałam mu karteczkę.

Nat: Dzięki, słyszałaś ze udało sie przełożyć bal? 

Su: Tak. - uśmiechnęłam się. - Skąd o tym wiesz? Znaczy, powiedziałeś udało się...
Zaśmiał się.

Nat: Melania mi powiedziała, ostatecznie to mi udało się przekonać dyrektorkę. - Widać było, że jest z Siebie bardzo zadowolony. A ja byłam zaskoczona, nie wiedziałam, że miał w tym Swój wkład, chociaż tak naprawdę to nic dziwnego. 

Su: Dzięki! - Rzuciałam mu się głupio na szyje. Zadzwonił dzwonek. 

Su: Co mamy?

 Nat: Angielski.
 Ruszyliśmy w stronę klasy, gdzie przywitałam się z Arminem, Alexym, który powiedział, ze pogadamy na przerwie, z Kentinem, Lysandrem, Rozalią, Irys i Violettą. Kastiel nie przyszedł na pierwszą lekcje. Po lekcji wyszłam na dziedziniec omówić wszystko z Alexym, który wydawał się najszczęśliwszy na świecie, towarzyszył nam Armin. 

Ax: To co shopping zaraz po lekcjach? 

Su: Zgadza się. - uśmiechnęłam się do jego rozpromienionej twarzy. Armin zakrztusił się sokiem, od którego właśnie się oderwał i patrzył na mnie zszokowany.

Ar: Dobrowolnie zgodziłaś się na zakupy z moim bratem?! 

Alexy posłał mu mordercze spojrzenie, zaczęli walczyć na... miny. Wykrzywiali twarze w taki sposób, ze czułam się jak w przedszkolu i śmiałam się jak dziecko. Gdy Alexy wygrał cała nasza trójka się śmiała, a jak się uspokoilam zauważyłam Kastiela idącego w naszym kierunku, tylko ja go spostrzegłam, bo chłopcy nadal się śmiali, gdy przestali Alexy postanowił, że pójdą do łazienki, mam nadzieje, że nie posikał się ze śmiechu. Kastiel był już kilka metrów ode mnie, a ja skrzyżowałam ręcę na piersiach i spojrzałam na niego obojętnie, on przybrał minę niewiniątka. 
Kas: Ojejku. - Zrobił podkówkę. - Nagrabiłem Sobie?

Nie dam Ci się rozśmieszyć! 

Su: Jeszcze jak. - odpowiedziałam chłodno, a on uśmiechnął się na mój opór. - Co Cię bawi? Dlaczego nie było Cię na pierwszej lekcji?! 

Kas: Daj spokój! To angielski! - Wywrócił oczami. - Z resztą halo? Jestem Kastiel, ten wieczny buntownik. -  Delikatnie się uśmiechnęłam. 

Su: A może się stęskniłam?

Kas: No więc jestem. - Uśmiechnął się i wziął mnie w ramiona. Cóż... Nie potrafiłam się na niego długo gniewać. 

Lekcje minęły dość szybko, gdy zadzwonił wyszliśmy na dziedziniec, do pewnego czasu towarzyszyła nam Rozalia, która szła do Leo, Kastiel który.. no nie wiem po co szedł, ale mi to nie przeszkadzało oraz Armin który po prostu miał po drodze do domu. Zostaliśmy sami dopiero przy wejściu do galerii.
 Ax: Szukasz czegoś konkretnego? - Spytał z podnieceniem w oczach.

Su: Sukienki, na bal.

Ax: No to już! 

Złapał mnie za rękę, chodziliśmy po chyba 15 sklepach, prawie w każdym przymierzałam po kilka sukienek, ale albo były asymetryczne, albo za pstrokate, albo nie ten kolor, a to to a to tamto. Alexy zrobił już zakupy dla Siebie i patrzył na mnie smutno. Już straciłam nadzieje. 
Su: Wiesz... Może pójdziemy do jakiegoś poprzedniego i wybiorę jednak jakąś.

 Ale Alexy się nie odezwał, spojrzałam na niego, a on trzymał ręcę jak do modlitwy i 
wyglądał jakby otrzymał zbawienie, podeszłam do chłopaka i pomachałam mu ręką przed twarzą, ale on nic, podążyłam więc za jego wzrokiem. Na przeciwko nas, na wystawie wisiała piękna złota u dołu rozłożysta, u góry usztywniona, suknia brak mi słów słów by ją opisać. Bez słowa weszłam do sklepu, wszystko wyglądało dość ekskluzywnie, ale nigdzie indziej nie widziałam ' mojej ' sukienki podeszłam do tej na manekinie, na dole była mała plakietka sale 25%, Alexy do mnie dołączył.
Su: Jest tylko jedna... Pewnie dużo dziewczyn ją kupiło...

Ax: Albooo, cena jest niebotyczna. - Złapał za karteczkę i zobaczyłam 3 cyfry. 350$ po obniżce. 

Su: O...

Ax: Przesada...

Su: Nie! Znaczy tak, ale ja mam tyle pieniędzy! - Sama miałam odłożone 50$ na sukienkę. Alexy patrzył na mnie zaskoczony i uradowany zarazem poprosiłam ekspedientkę zeby ją zdjęła, spełniwszy moją prośbę podała mi złoty cud, a ja poszłam ją przymierzyć. Wyglądałam cudownie, leżała idealnie, jednak czułam się dziwnie nosząc tak drogą rzecz, którą znając moje zdolności pewnie spale, albo pobrudzę czekoladą. Alexy był zachwycony, zapłaciłam i wyszliśmy. W domu pokazałam rodzicom moją kreacje, również byli zachwyceni. No i co? Zjedzenie, kąpiel, laptop, zabijanie simsów, 22.15 - czas spać.


Niedługo bal, wiecie co to znaczy? - koniec przynudzania. :D!

Rozdział XXXII - ślub.

Otworzyłam oczy. Wooooo, zasnęłam? Podniosłam głowe i spojrzałam na twarz Kastiela, spał, miał na Sobie bokserki, zatrzymałąm wzrok na jego klacie, była pięknie wyrzeźbiona. Ja w przeciwieństwie do Kastiela byłam przykryta kołtdrą, odkryłam się miałam na Sobie stanik i.. i to wszystko, westchnęłam, chociaż tyle. Zakryłam się ponownie kołdrą, znalazłam na podłodze moje majtki, i nie chcąc znów zakładać tego durnego przebranka, wzięłam koszulkę Kastiela pobiegłam do łazienki rodziców i wzięłam szybki 4 minutowy prysznic, założyłam jego bielizne, jego koszulkę i zeszłam na dół, była trochę luźna i zasłaniała mi tyłek. Weszłam do kuchni i postanawiając pogwałcić zasady savoir vivru napiłam się soku z gwinta. 
Su: No i koniec mojego dziewictwa. - Westchnęłam. - I znów mówię do Siebie, to chyba jakas choroba... No i znów to robię! Cholera jasna stop! - Jestem idiotką. 
Myślami wróciłam do tego co się stało, nieokreślony czas temu, bo nie wiem ile spaliśmy i o której dokładnie Kastiel przyszedł i ile to trwało... Nie ważne!. ...Zawsze się bałam ' pierwszego razu ' jak każda nastolatka czytałam o tym w gazetkach, czytałam coś w necie, ewentualnie dowiadywałam się od znajomych. Bałam się, że będzie bolało, ale tak naprawdę było to najcudowniejsze doświadczenie w moim życiu. Głowę jednak zaprzątało mi pytanie, czy nie stało się to za wcześnie? Kocham go od jakiegoś czasu, ale koniec końców jesteśmy ze Sobą 4 dni... No dobra! Kocham go i prędzej czy później to i tak by się stało, no właśnie... kocham gokocham go , szkoda tylko, że mu o tym nie powiedziałam...Wolałam, stracić dziewictwo po pijaku, i wieczorem. Nie wiem czemu ale tak było. Westchnęłam i usłyszałam kroki na schodach. Cholera jasna? I co ja teraz zrobię?! Mam stanąć jak gdyby nigdy nic i z uśmiechem patrzeć jak wchodzi do kuchni? Eeee... Eee... Eee... Ok! Owróciłam się i udawałam, ze czegoś szukam. Kastiel wszedł do kuchni. 
Kas: O, tu jesteś złodzeju koszulek. - Wiedziałam, że się uśmiecha, będzie zachowywał się jak gdyby nigdy nic? - Czego szukasz? 
No super i co teraz? Nagle zobaczyłam bateryjkę obok chlebaka. Chwyciłam ją, odwróciłam się na pięcie uśmiechając się zwycięsko. 
Su: Bateria w pilocie padła. - Kastiel miał już na Sobie spodnie i patrzył na mnie uśmiechnięty. 
Kas: Oddasz mi koszulke? 
Su: Teraz? - spytałam zszokowana. 
Kas: Tak. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. 
Zdjął ze mnie sprawnie koszulkę, założył na Siebie i uśmiechał się kpiąco, zostałam w bieliźnie. 
Su: Iditota. - mruknęłam uderzyłam go w brzuch i szybko ruszyłam do pokoju, otworzyłam szafe, założyłam filetową koszulkę z opadającym ramieniem i czarne szorty które leżyły na podłodze, a reszte schowałam w szafie. Zeszłam na dół, Kastiel siedział na kanapie i skakał z kanału na kanał. 
Kas: Jakoś zadziałał bez wymiany baterii. 
Su: Mi nie zadziałał. - Skłamałam zgrabnie wygięłam usta w podkówkę i zajęłam miejsce obok Kasa, ten spojrzał na mnie. 
Kas: Twój pierwszy raz? - zapytał, wiedziałam, starał się zabrzmieć normalnie, ale wyczułam w jego głosie lekkie zakłopotanie. 
Su: Tak. - odpowiedziałam nieśmiało. 
Bałam się spytać go o to samo bo znałam już odpowiedź i nie byłam tym zachwycona, wiedziałam, że miał dużo dziewczyn i byłabym szczerze zdziwiona, gdyby okazało się że  rozdziewiczyliśmy Siebie nawzajem, z resztą czułam że był doświadczony. Kastiel przyciagnął mnie do Siebie i pocałował w policzek. 
Kas: Bo już się zdziwiłem, że jesteś taka dobra. - zarumieniłam się, nie wiedziałam czy to był kompelent. 
Su: Dzięki? 
Zaśmiał się, spojrzałam mu w twarz, gdy się uspokoił pocałował mnie w usta, skręciło mnie w brzuchu.
Su: Jesteś głodny?
Kas: Jak cholera. 
Uśmiechnęłam sie i poszłam do kuchni, w lodówce leżały resztki kolecji rodziców, makaron i mięso z ważywami, pachniało chińskim jedzeniem, wszystko rzuciłam na paletnie, po 6 minutach smażenia rzuciłam wszystko na jeden talerz, Kastiel zwiabiony zapachem wleciał do kuchni, złapał na widelec, ja wzięłam drugi i zaczeliśmy jeść. 
Kas: Widziałem wczoraj Rebecce.. - powiedział spokojnie. 
Su: Ja też. - Zmarszczyłam brwi. - Gdzie ją widziałeś? 
Kas: Jak byłam na spacerze z demonem, zaczął na nią szczekać. - Uśmiechnął się delikatnie, a ja zachichotałam. - Obrzucała mnie jakimiś morderczymi spojrzeniami, a ja chciałem paroma wyzwiskami, ale Sobie odpuściłem... A Ty gdzie ją widziałaś?
Su: Stała na przystanku, zobaczyła mnie z Kentinem i podeszła. - Dopiero teraz uświadomiłam Sobie co powiedziałam, spojrzałam na Kastiela widziałam jak tężeje mu twarz, zaraz wściekły wykrztusił z Siebie.
Kas: Myślałem, że miałaś spedzić dzień z Mikem, a Ty łazisz gdzieś z tym śmieciem! 
Su: Nie denerwuj się. - Wiedziałam, jak wyglądało to z jego perspektywy, złapałam go za rękę która spoczywała na stole, jednak ją wyrwał. - Spędziłam dzień z Mikem, wpadliśmy na Siebie z Kentinem gdy szłam do skepu! - Trochę mu ulzyło. - Jednak musisz zaakceptować, że to mój przyjaciel... - Dobra, koniec tematu, wyjaśniłam? wyjaśniłam. - A jak podeszła, to mnie przeprosiła. 
Kastiel zrobił zszokowaną minę, zapomniał o naszej małej sprzeczce. 
Kas: C-co? 
Su: A no właśnie to. - Uśmiechnęłam się do niego. - Przeprosiła, ja spytałam czy to wszystko i odeszłam. 
Kas: No nieźle. 
Potem opowiedziałam Kastielowi o tym jak będę mieszkać, o przygodzie z Rachel i o Kevinie, za to on wczorajszy dzień spędził w domu komponując, no i na parę godzin wpadł Lysander pograć.  Rozmawialiśmy jeszcze trochę gdy Kas nagle wypalił.
Kas: To teraz Ty będziesz przychodzić do mnie, bo u Ciebie za dużo nie zdziałamy, zawsze ktoś będzie. - Uśmiechał się szyderczo, a ja zrobiłam zszokowaną minę. 
Su: Kastiel! - Krzyknęłam, moja mina i głos zdradzała zarazem niedowierzanie i rozbawienie. 
Zaśmiał się. 
Kas: Idziemy do mnie? Muszę wyprowadzić Demona. 
Spojrzałam na zegarek, była 16. 
Skinęłam głową, wstałam zmyłam dawno już pusty talerz po jedzeniu, weszłam na górę założyłam koszulke z zakupów z Arminem i Alexym, był ciepło, więc nie zmieniałam spodni, do tego założyłam szpikli w panterkę z czerwoną kokardka. ( flek był już naprawiony. ) Zeszłam na dół Kastiel patrzył na mnie troche dziwnie. 
Su: Co się tak gapisz? 
Kas: Idziesz do klubu, czy na spacer z psem? - spytał zgryźliwie. 
Su: Nie mam zamiaru się przebierać. - odpyskowałam, gdy po raz kolejny mierzył mnie wzrokiem.
Kas: Najwyżej będziesz miała na sumieniu czyjeś życie.
Su: Bo? - Co on plecie?
Kas: Jak będą się za Tobą oglądać jakieś napaleńce. 
Westchnęłam, złapałam go za ręcę i wyszliśmy z domu
Podróż do jego domu, spacer z demonem odbyły się bez komplikacji, no nie licząc ataków słownych Kastiela, gdy ktoś się za mną obejrzał, w każdym razie ten dzień w porwónaniu ze wczorajszym był 100 razy lepszy. Było cudnie. Gdy wracaliśmy do domu Kastiela zaczynały boleć mnie nogi, jednak nie chciałam dać mu tej satysfakcji i kroczyłam dumnie. W jego domu byliśmy o 17, obejrzeliśmy jakiś film , zjedliśmy placki ziemniaczane, które zrobił Sobie dzień wcześniej i o 19 odprowadził mnie do domu, wszedł jeszcze do środka, staliśmy w przed pokoju, po chwili weszła mama czytając jakiś dokument. 
Mama: Cześć Sucrette. - Wtedy podniosła głowe. - O... - Przglądała się Kastielowi z zaciekawieniem. 
Kas: Dobry wieczór. - hhahahahaha, uprzejmy Kastiel. 
Mama: Dobry wieczór. - Spojrzała na mnie pytająco, do przed pokoju wszedł tata, w ręce trzymał telefon.
Tata: Witam. 
Kastiel skinął głową i obaj podali Sobie ręce, było to trochę dziwne. 
Su: Mamo, tato. To jest moj chłopak Kastiel. 
Tata przyglądał mu się uwarznie, a mama była uradowana. 
Mama: Och! Miło Cię poznać! Więc to na wasz ślub zbieramy! 
Tata stracił Swoją powage i prychnął pod nosem, a ja poczułam, że robię się czerwona ze wstydu, miałam ochotę rzucić się na własną rodzicielke.
Kas: Co? - spytał zdziwony. - Ślub? - na jego twarzy malowało się przerażenie. 
Su: Nie słuchaj jej! - zwróciłam się do niego, a potem do mamy - Przestań wystraszysz go! 
Mama: Długo ze Sobą jesteście? - spytała rozpromieniona ignorując mnie. 
Su: Na pewno za krótko zeby mówić o ślubie! - krzyknęłam zażenowana, złapałam Kastiela za rękę i zaciągnęłam do mojego pokoju, gdy byliśmy już sami w pokoju zakryłam twarz w dłoniach - O mój boże. 
Nie mogłam ogarnąć tego co się przed chwilą stało, ' przez lufcik ' spojrzałam na Kastiela, stał sparazliżowany i wpatrywał się we mnie ze zdumieniem, nie wytrzymałam i zaczęłam się z niego śmiać, ten otrząsnął się i spojrzał na mnie lekko rozbawiony.
Kas: Ślub? Nie zagalopowałaś się trochę? - uśmiechał się kpiąco. Uf! Uśmiecha się!
Su: Moja mama jest nieobliczalna. - Przyznałam z przekąsem. 
Kas: Ślub. - prychnął i zdefiniował. - Miłość na papierku...
Su: Tak uważasz? 
Kas: A Ty nie?
Su: W sumie... Może i tak, ale mnie tam bardziej kręci ogranizowanie, wiesz wesele i tak dalej. - wyszczerzyłam do niego zęby, a on patrzył na mnie zdumiony i rozbawiny. 
Sala, impreza poprawiny, prezenty, tort, dekoracje, suknia... 
Su: Właśnie musze iść jutro po sukienke na bal.
Kas: Chcesz mnie torturować? 
Westchnęłam.
Su: To pójdę z Rozalią, albo Alexym. - Podeszłam przytuliłam się do niego. 
Tak, pójdę z Alexym, przecież jestem mu winna zakupy. 

Rozdział XXXI - utrata..

Mama: Phil ! - Krzychnęła na ojca po czym spojrzała na mnie z troską w oczach, a rękę położyła na moim ramieniu. - Kochanie, jeszcze nic nie jest pewne. 
Su: No dobra, ale o co chodzi?! 
Tata: No..
Mama: Phil! - Przerwała mu. - Jeszcze nic nie wiadomo, możesz się zamknąć? nic nie uslaliliśmy nie ma potrzeby o tym mówić! 
Mich: Skoro już zaczeliście... 
Mama: Michel! - Teraz jemu przerwała. - Koniec tematu. 
Su: Żaden koniec tematu mamo! Zagadzam sie z Michelem! Skoro już zaczęliście, to teraz to rozwińcie, chyba mamy prawo wiedziec. - Spojrzała na mnie niepewnie. - Mamo... 
Mama: Och niech już będzie! 
Michel: To może pójdziemy do salonu, nie będziemy tu tak stać. 
Bez słowa ruszyliśmy z Mikem do salonu i usiedliśmy na kanapie, za nami weszli rodzice i usiedli po naszych bokach na oparciach na ręcę. 
Mama: No bo widzicie... 
Tata: Możemy jechać do Amsterdamu na stałe.
Su: Co? - Od razu pomyślałam o wyjeździe, o pozostawieniu wszystkiego, chciałam zaprotestować, ale mama weszła mi w słowo. 
Mama: Pierw wysłuchaj. - Uśmiechnęła się łagodnie. 
Tata: Jest tam dobrze płatna praca, widzisz byliśmy tam tydzieć i przywozimy 1000 złotych na głowe. - wyszczerzyłam oczy, woo. - Tak. Na miesiąc to jest 8000 tysięcy. Ładnie nie? No... Ale żeby tam pracować wyjeżdżamy na pięć dni, wracamy na weekend. A przez te pięć dni może mieszkałabyś z Mikem.
To było zarazem świetne, a zarazem bez sensu. 
Su: Tato... Po co nam tyle pieniędzy? Macie samochody, mamy dom, stać nas na jedzenie, mamy ubrania, wszystko! A Mike też ma prace, nie może tu zostać.
Mama: Chcieliśmy załatwić mu prace w naszej dotychczasowej firmie. A pieniądze na Twoje prawo jazdy? Na Twój samochód? Na wakacje? Możemy wyremontować pokój gościnny dla Michela! O i Twoje wesele!
Su: Chyba trochę się zagalopowałas mamo. - Poczułam, że się rumienie.
Mama: Będziemy odkładać. W każdym razie, tam praca bardziej nam odpowiada. 
Tata: Michel, co Ty na to? 
Mich: Nie wiem. 
Wszyscy na niego patrzyliśmy.
Mich: Ej, ja pracuje w warsztacie samochodowym, miałbym teraz pracować w firmie? Mieliby mnie przyjąć?
Mama: Znajdą Ci jakieś niższe stanowisko i wszystko wytłumaczą. 
Mich: Niższe stanowisko? Ile bym zarabiał?
Tata: 2,500? No może 2 patole, zobaczy się. 
Mama: Będziemy się widywać w weekendy. 
Su: I tak zwykle nie często się widywaliśmy. 
Tata: To co wy na to?
Su: Mi pasuje. Mikey?
Mich: No jak załatwicie mi tą prace, to dlaczego nie. 
Mama: Świetnie! Jutro cały dzień nas nie będzie, mamy trochę jeżdzenia, a Ty Mike pojedziesz do Siebie, damy Ci znać telefonicznie jak z tą pracą, załatwisz z mieszkaniem, może ktoś je odkupi? Zabierzesz reszte rzeczy, złożysz wypowiedzenie i tak dalej. 
Tata: No dobra, a teraz może zrobimy jakąś kolacje?
Su: Szczerze mówiąc ja jestem najedzona. 
Mich: Ja też. 
Mama: To my coś zjemy. 
Su: Będę szła spać. Dobranoc. - Uściskałam wszystkich po kolei, weszłam na górę, umyłam się, włosy także, położyłam się do łóżka. Dzień był beznadziejny, ale zakończenie świetne. O godzinie 21.30 usnęłam. Obudziłam się następnego dnia o 10.42 gdy zeszłam na dół Mike latał z salonu do pokoju rodziców pakując Swoje rzeczy, za to rodzice ubrani rodzice dopijali kawe.
Su: Dzień dobry. 
Mama/Tata: Dzień dobry.
Mich: Cześć, cześć. - poczochrał mnie po włosach wchodząc do salonu, schował szczoteczke do torby, podrapał się po głowe i po chwili znów wybiegł z salonu. 
Mama: My się zbieramy, będziemy wieczorem. - Podeszła i pocałowała mnie w czoło, po chwili tata zrobił to samo.
Tata: Pa maleńka. 
Su: No narazie. 
Weszłam do kuchni, miałam ochote na tosy z dżemorem, tak więc wsadziłam chleb do tostera. Nalałam Sobie soku pomarańczowego upiłam łyka i weszłam do salonu, na kanapie siedział Mike.
Su: Za ile wychodzisz?
Mich: Pff, teraz chcesz się mnie pozbyć? - Uśmiechnęłam się i wywróciłam oczami. - Za 10 minut. Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
Su: Nic nie planowałam. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, ale wczoraj nie widziałam Kastiela i trzeba to nadrobić.
Mich: Rachel do mnie dzwoniła. 
Zakrztusiłam się sokiem. 
Su: No nie mów! ekhe ekhe , co chciała? 
Mich: Nie odebrałem. - Zmarszczył brwi, ja wygięłam usta w podkówkę, poklepałam go pocieszająco po ramieniu i ruszyłam po moje śniadanie. Wyjęłam tosty, włożyłam dwa kolejne kawałki chleba, a te gtowe posmarowałam morelowym dżemem, usiadłam w kuchni i zaczęłam jeść przeglądając dzisiejszy fakt, gdy kolejne dwa tosty były gotowe posmarowałam je dżemem truskawkowym, gdy zjdałam Mike wszedł do kuchni.
Mich: Zbieram się.
Su: Do zobaczenia. - Uściskaliśmy się, po czym wyszedł. gdy otworzył drzwi do przed pokoju wpadł strumień słońca, podeszłam do okna, termometr wykazywał 23 stopnie w cieniu. Weszłam na górę umyć zęby, po czym podeszłam do szafy i wywaliłam z niej wszystko, siedziałam w samej bieliźnie, złapałam czarne szorty i nałożyłam na Siebie, po chwili spostrzegłam kapelusz dyni, nie wiele myśląc nałożyłam go na Siebie, wyszukałam bluzeczkektóra do niego pasowała i ją nałożyłam, przejrzałam się w lustrze, no super! wyglądam jak pokręcona, trzeba to jeszcze trochę udziwnić, znalazłam czarne wysokie kozaki i je  założyłam, wepchnęłam wszystko do szafki. Wstałam, drzwi o mojego pokoju się otworzyły, stał w nich Kastiel. 


Sucrettee

Kas: Eee...
O w dupe.
Kas:Drzwi były otwarte, dla.. dla kogo się tak ubrałaś ? - zapytał z głupim uśmiechem. 
Su: Dla Ciebie. - och, Su. Ty kretynko. No dobra, brne w to dalej, przyjęłam jakąś dziwną pozę, zapewne chcąc wyglądać jak modelka. 
Kas: To jest to wynagrodzenie za chodzenie do szkoły? - Zapytał podchodząc do mnie i całując w usta na przywitanie. 
Eee, no niech będzie. 
Su: Tak. 
Kastiel zdjął mi kapelusz i założył na Siebie, naśladując mój modeling, wyglądał komicznie, oboje zaczęliśmy się śmiać, nagle przytulił mnie do Siebie i zaczął całować, zarazem namiętnie i nachalnie, z chęcią owzajemniałam pocałunki, położył mnie na łóżku, czułam do czego to prowadzi, zarazem tego chciałam i się bałam, chwilę później Kastiel był bez koszulki, a ja w samej bieliźnie.