czwartek, 26 września 2013

Rozdział XIV - Mike.

Su: Ale, o.. O czym Ty mówisz?
Nie poznawałam Lysandra, czułam jakby stała przede mną zupełnie inna osoba. 
Lys: Kastiel ma dziewczynę.
Su: Ja.. Jaką? 
Lys: Ma na imię Rebecca... Więcej Ci nie powiem, nie życzyłby Sobie tego. 
Pff! Wróciły mu maniery!
Su: Lysander... Nie powinieneś ingerować w jego życie. 
Lys: Być może masz rację, ale nie chciałem żeby spotkało Cię coś złego.
Su: Chciałeś dobrze.. - powiedziałam prawie szeptem. Wiem, że chciał dobrze, ale miałam do niego żal.
Lys: Przepraszam Cię.
Su: Stało się, to się nie odstanie. Wiesz.. Ja już pójdę. 
Lys: Do zobaczenia Sucrette.
Su: Tak... Cześć.
Kastiel miał dziewczynę... Tylko o tym teraz myślałam, wiedziałam, że miał dużo dziewczyn, ale czułam się dla niego naprawdę ważna, a tu się kazuje, że jestem ważna dla wszskich prócz niego! Tym bardziej, że CHCIAŁAM być dla niego ważna, bo on był dla mnie ważny... A on ma dziewczynę. O co w tym wgl chodzi?! Kogo? Od kiedy? Gdzie? ... Rebecca. 
Weszłam do domu, zrzuciłam z Siebie buty, torbę rzuciłam na szafkę i poszłam do kuchni... No tak miałam zrobić jakieś zakupy. Westchnęłam i zajrzałam do lodówki. Ogórki i śmietania, z tego można zrobić mizerie, może jakieś mielone i ziemniaki, albo frytki.. Nie będę musiała nic obierać, kupię gotowe. Sięgnęłam po kopertę leżącą na lodówce po raz pierwszy od wyjazdu rodziców przeliczyłam pieniądzę, zostawili mi tysiąc złotych. o.O Wzięłam 50 zł nałożyłam spowrotem buty i wtedy... 

  •  * ding dong * , ach mój dzwonek zagłady...
Otwrzyłam drzwi, zobaczyłam w nich wysokiego chłopaka, wyglądał na 19 lat, był brunetem o zielonych oczach, miał na Sobie czarny podkoszulek, (który podkreślał, to, że jest ładnie ale nie przesadnie zbudwany) i ciemne slimy. Był to... 
Su: No nie! Michel! 
Mich: Hej siostrzyczko! 
Wpadłam mu w ramiona, a on się ze mnie śmiał, naprawdę miał 21 lat ostatnio widziałam go 3 lata temu, gdy w końcu wyrwałam się z jego obięć, spojrzał na mnie zdzwiony. 
Mich: Wow, trochę wyrosłaś i... jesteś śliczna siostra. 
Su: Dzięki! Ty też. trochę wyrosłeś - Złapałam go za biceps, ostatnio nie był tak dobrze zbudowany.
Mich: Dzięki. - Odpowiedział z uśmiechem i wszedł do środka.
Su: Nie żebym się nie cieszyła, że Cię widzę, wręcz przeciwnie - Tu znów go przytuliłam, zawsze mieliśmy dobre relacje. - Ale.. Co Ty tu robisz?
Mich: Rodzice zaproponowali żebym przyjechał, chyba nie wierzą, że dasz sobię sama radę przez cały tydzień.
Su: Jak miło. - Powiedziałam zrezygnowana.
Mich: Oj żartuje! Chcieli też pewnie żebyś miała towarzystwo a wiesz ich wyjazd może się przedużyć.
Su: No dobra dobra.  
Mich: Toooo... Co jemy?
Su: Och.. Właśnie wychodziłam do sklepu, bo nie miałam co zrobić.
Mich: Hm, to może pizza?
Su: Okej! Czemu nie! 
Wyszliśmy z domu. Idąc rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. I zaczął się temat, którego chciałam uniknąć.
Mich: A jak tam z chłopakami? - Spytał wesoły, a jednak wiedziałam, że jest uważny, haha mój troskliwy braciszek.
Su: Ciężko... - odpowiedziałam szczerze. 
Mich: Masz branie, czy raczej nie?
Su: Raczej to pierwsze.
Mich: Nie możesz się opędzić hę? - I znów wesoły, ale uważny.
A  żebyś wiedział.
Su: ( Uśmiechnęłam sie tylko i postanowiłam, że sprowadzę temat do niego ) A jak z Tobą? 
Mich: A ja jestem wolny. - Mówiąc to puścił oczko do dziewczyny która szła na przeciwko nas. Posłałam mu zdumione spojrzenie. - No co? - Spytał uśmiechając się do mnie promiennie, teraz przyjrzałam się jego twarzy, był bardzo przystoiny. 
Zamawianie pizzy, jedzenie, przebiegło na jakiś rozmowach, gdy zjedliśmy wracaliśmy do domu, byłam strasznie najedzona, weszlismy do parku. 
Su: O mój boże. 
Mich: Co jest? 
Wygięłam się w pół. 
Su: Przejadłam się. I bolą mnie nogi. - Powiedziałam wyginając usta w podkówkę. 
Mich: Dzieciaku, to po co chodzisz w szpilkach? 
Uśmiechnął się odsłaniając zęby. 
Su: Może lubie!
Mich: Ech.. Dobra wskakuj mi na plecy.
Posłuchałam. 
Mich: Jak miałem 14 lat, a Ty 10 ciaglę wskakiwałaś mi na plecy, miałem Cię wtedy naprawde dość. 
Su: Hahaha przepraszam, a teraz? 
Mich: Nie. O ile nie będziesz kazała mi robić tego codziennie.
Su: No nie wiem... 
Oboje zaczęliśmy się śmiać, nagle 3 metry od nas zauważyłam dużego czarnego psa. Demon, czyli jest tu... Rozejrzałam się i znalazłam to czego szukałam. Kastiel stał przy drzewie do którego Mike ( uwielbiałam go tak nazywać, a jemu to nie przeszkadzało ) właśnie miał dojść patrzył na nas jak zaczarowany, a jednak widziałam coś w jego oczach, jednak nie chciałam dociekać co to było odwróciłam wzrok i zagadałam Mike'a 
Su: Czyli wiadomo Ci coś o tym, że rodzicę mają przyjechać później? 
Mich: Tak, ale to maks 3 dni.
Weszliśmy do domu zdjęcłam buty poszłam na górę, na szczeście nie musiałam się niczego uczyć na następny dzień. Mike wziął Swojego laptopa i przyszedł do mnie do pokoju, zaproponowałam meczyk w Dotę, zadzwoniłam do Armina żeby wbijał do gry i napisałam do kilku ludzi z drużyny, wygraliśmy, poszłam się umyć, założyłam za dużą koszulkę i krótke spodenki. Była 20, gdy zasnęłam, obudziłam się następnego dnia o 7.00 idealnie. 
Zeszłam na dół, żeby wstawić Sobie mleko, o dziwno Michel nie spał siedział w szarych dresach, białej podkoszulce i jadł kanapkę. 
Su: Nie śpisz już?
Mich: Nie. Często wstaje tak do pracy, wstałem 20 minut temu.
Wstawiłam mleko i poszłam na górę, załozyłam szarą bokserke biały sweterek, białe slimy i szarę tenisówki. Gdy zeszłam na dół wsypałam Sobie płatki do miski i mleko się zagotowało, usiadłam na przeciwko Mike'a, który był zaczytany w dzisiejszym Fakcie, za to ja patrzyłam na tytuł Chciał mnie zabić, bo bigos był za słony Gdy zjadłam poszłam umyć zeby i związałam włosy w koński ogon, poszłam się spakować, zeszłam na dół, ojej, już 7.40 podeszłam do drzwi i przeglądałam się w lustrze. Michel do mnie podszedł.
Mich: Podwieźć Cię? 
Su: Mam 15 minut do szkoły na pieszo. 
Mich: To będziesz w 5. - Powiedział z uśmiechem. 
Su: No dobra. - Odwzajemniłam uśmiech. 
Mich: Lece po kluczyki, wyjdź już do auta. 
Przed domem stał czarny mercedes. Zaraz zjawił się Michel i wsiedliśmy, rozmawiając chwilkę, bo zaraz byliśmy pod szkołą, o dziwo chyba wszyscy byli na dziedzińcu. 
Mich: Masz jakąś wicieczke? 
Su: Nic mi o tym nie wiadomo. - Odpowiedziałam zaciekawiona i zdziwiona tym tłumem przed szkołą. 
Wszyskie spojrzenia zatrzymały się na nas. 
Mich: Uu. A tamta to kto? - Wskazał na Rozalie i uśmiechnął się promiennie.
Su: To Rozalia. - Wyszczerzyłam do niego zęby - ale nie łudź się braciszku jest zajęta. 
Mich: To dupa. - Zrobił podkówkę. 
Zaśmiałam się. 
Su: Pa Mike! - Uściskałam go.
Mich: No narazie. 
Wysiadłam z auta i podążyłam w stronę szkoły , podeszłam do Rozalii. 
Su: Hej- uścikałam ją -  Co wszyscy tu robią? 
Roz: Kiki zwiała, wyszliśmy za dyrektorką, która za nią biegła. 
Zaśmiałam się. 
Su: Idę do szkoły. 
Roz. Tak, tak. - W ręce trzymała telefon, gdy odchodziłam widziałam Leo na jej wyświetlaczu.
Weszłam do szkoły uśmiechając się po drodze do każdego po kolei oprócz Kasa, Amber, Li i Charlotte.
Będąc w połowie korytarza ktoś złapał mnie za ramie, odwróciłam się gwałtowanie. 
Su: EJ! 
To Kastiel. 
Kas: Co to był za koleśł\?!
A co go to do cholery obchodzi?! I z jakiej racji na mnie krzyczy!?
Su: A kim jest Rebecca?! - Krzyknęłam i wyrwałam mu się. 
Szłam dalej, wiedziałam, że nie powinnam, ale mimowolnie się odwróciłam, Kastiel stał w tym samym miejcu jak słup z otwarta buzią. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz