Wtorek rano, godzina 8.00. Brawo Su! Właśnie zaczyna się fizyka... Rzuciłam się w kierunku szafy jak poparzona, wyjęłam białe slimy, niebieską koszulkę, czarną skórzaną kurteczke i niebieske baleriny, szybko się umalowałam, zeszłam na dół i spojrzałam na zegarek. 8.15... I tak nie ma sensu iść do pierwszą godzinę. Nie chciało mi się robić jedzenia, więc postanowiłam,że poproszę rodziców o jakieś pieniądze, podeszłam do drzwi ich pokoju i zapukałam, nie usłyszałam odpowiedzi. Dobrze się śpi? No trudno, otworzyłam drzwi.
Su: Sorki, że was budzę, ale... - spojrzałam na łóżko i nie zobaczyłam tam rodziców tylko Mike, który właśnie otwierał oczy i ziewał. - Rodzice już wyjechali?
Ten w odpowiedzi twierdząco pokręcił głową.
Su: Kiedy?
Mich: Godzinę po moim przyjeździe, o 3? - Usiadł i się przeciągnął. - Fajnie, że ucieszyłaś się na mój widok. - uśmiechnął się, a ja przykucnęłam i uśmiechnęłam się tajemniczo, po czym rzuciłam na brata i zaczęłam go tulić, jak 5-latka. - No dobra starczy!
Su: NIEEEEEEE!
Mich: Sama tego chciałaś. - czułam, że się uśmiecha, po chwili szybko odczepił mnie od Siebe, a ja leżałam na podłodze. Patrzył na mnie z góry i się śmiał.
Su: Co się szczerzysz! Nawet tu wygodnie. - Mike zaczął się jeszcze bardziej pompować. Wstałam wzięłam poduszkę i w niego rzuciłam.
Mich: No już już! - wziął poduszkę i się do niej przytulił. - Która godzina?
Su: 8.20 - zaraz muszę wychodzić...
Mich: Jak śmiesz mnie budzić o tej godzinie! - spytał oskarżycielskim i rozbawionym głosem. - Ej , nie powinnaś być w szkole?
Su: No powinnam. - westchnęłam, brat posłał mi pytające spojrzenie. - Zaspałam. - wyjaśniłam mu. - Rodzice zostawili nam pieniądze?
Mich: Na lodówce.
Poszłam do kuchni i wyjęłam z koperty 20zł, poszłam na górę umyłam zęby, rozczesałam kłaki, bo oczywiście Mike mi je potargał i zeszłam na dół. 8.30... Michel wszedł do kuchni i znów ziewnął.
Mich: Nie będzie mnie w domu, jak wrócisz.
Su: Dlaczego?
Mich: Idę do firmy zobaczyć co i jak.
Su: Czyli gotuje Sobie sama...
Mich: Nie, mama zostawiła makaron na durszlaku i pomidorówkę.
Su: Dobra muszę lecieć!
Wybiegłam z domu, szybko weszłam do sklepu i kupiłam jakieś bułki słodkie, grześli i wodę, i truchtałam do szkoły, gdy byłam na jej terenie zegarek wskazywał 8.56, więc minute temu skończyla się lekcja. Ze szkoły wychodził Kastiel, na mój widok, przez jego twarz przebiegł cień wrednego uśmieszku po czym złożył ręce na piersi i spojrzał na mnie obojętnie, też postanowiłam się w to pobawić.
Su: Nagrabiłam Sobie? - spytałam ze skruchą w głosie, robiąc podkówkę, Kastiel miał ten sam wyraz twarzy.
Kas: I to tak. - odrzekł beznamiętnie, aż przeszył mnie chłód.
Su: Myślałeś żeby zostać aktorem? - teraz na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
Kas: Nie trzymasz się scenariusza. - uśmiechnął się. - i.. co?
Su: Nieźle grasz. - podeszłam i pocałowałam go w policzek. - a nie przyszłam na lekcje bo zaspałam.
Kas: Jasne. - uśmiechnął się odsłaniając zęby.
Ze szkoły wyszedł Armin, a z klubu ogrodników Irys, żadne z nich nawet na Siebie nie spojrzało, ze zdziwienia otworzyłam buzie. Armin szedł z moją stronę, Irys przy wejściu do szkoły odwróciła się na chwilę i spojrzała w plecy czarnowłosego ze smutkiem po czym zniknęła za drzwiami wejściowymi. Oderwałam się od Kastiela i podeszłam do Armina.
Su: Co Ty odwalasz?! - pchnęłam go, wciąż zszokowana.
Ar: Hej Susieczko, też się ciesze, że Cię widze. - Odrzekł wywracając oczami, za Sobą usłyszałam śmiech Kastiela, który po chwili stanął u mego boku.
Su: Przestań! Miałeś się zbliżyć do Irys, a nie jej unikać! - Jak ona się teraz musi czuć...
Armin się skrzywił.
Ar: Rozmawialiśmy i...
Su: I co?
Ar: Dasz mi dokończyć?
Kas: Idę do Lysandra. - Odezwał się nagle. Spojrzałam na niego i pocałowałam w policzek, Lysander czekał na Kastiela przy drzwiach do sali gimnastycznej w których po chwili zniknęli.
Su: No mów.
Ar: Rozmawialiśmy, powiedziałem jej, że nie wiem czy coś z tego będzie. - na widok mojej miny gestem ręki kazał być mi cicho. - czekaj. No i stwierdziliśmy, że zrobimy Sobie przerwe żeby zatęsknić i takie tam...
Su: No chyba nie za bardzo tęsknisz...
Ar: Minęła godzina od rozmowy Su...
Westchnęłam, zadzwonił dzownek.
Lekcje minęły szybko, zaraz po ostatnim dzwonku poszłam z Kastielem kupić maski, wzięłam pierwszą lepszą pozłacaną, Kas wyłożył za mnie kasę sam wziął czerwono czarną. W domu oddałam mu pieniądze, chociaż upierał się, ze nie ma takiej potrzeby, to nie 3$, tylko 50$!. Gdy po obiedzie wyszedł, ja zabrałam się do odrabiania lekcji, potem telewizja, laptop, o 20 poszłam na umyć, trochę zajęła mi pielęgnacja, więc o 20.45 wyszłam, poczekałam aż wyschną mi włosy, zjadłam kanapkę, gdy o 21.30 położyłam się spać, usłyszałam, głos Michela z dołu, zajrzał do mnie do pokoju, zobaczył, że śpie i wyszedł.
Następnego dnia obudziłam się o 10, dzisiejszy dzień mieliśmy wolny od szkoły ze względu na bal, który zaczynał się o 17. Wstałam, zjadłam śniadanie.
Miałam w planach kosmetyczke i fryzjera. Więc po śniadaniu, poszłam umyć zęby, założyłam czarne leggisny, buty emu i fioletowy t-shirt z opadającym ramieniem, była 11. Michel w drodze do pracy powiózł mnie do kosmetyczki. Ta wyregulowała mi brwi, a potem zajela sie moimi paznokciami. Nie wiem jakim cudem przesiedziałam tam dwie godziny, moje paznokcie wyglądały ładnie, delikatny french. Tak więc o 13. 15 byłam u fryzjera. Margareth kazała mi usiąść.
Mar: Co Sobie życzysz?
Su: Idę na bal. Chcę żeby była delikatna i pasowała do sukienki. - pokazałam jej zdjęcie.
Mar: Hm... No dobrze. A.. Możemy podciąć końcówki?
Su: Co? - wyrwało mi się, o w dupe. - czy to konieczne?
Mar: Zaufaj mi.
Su: No dobra. - powiedziałam średnio przekonana.
Po 45 minutach moja fryzura była gotowa, przejrzałam się w lustrze, i jedyne co mogłam z Siebie wykrztusic to:
Su: Jak? - miałam pięknie zaplecione włosy, opadające na lewe ramię. - Po.. podciełas mi i tylko koncówki?
Mar: Tak. - uśmiechnęła się. - Masz z tyłu nieźle wszystko poplątane, dlatego masz tak mało włosów. Podoba Ci sie?
Su: Jest pięknie... - uściskałam kobietę. Kosmetyczka - 40$, za to Margaret była moją ciocią, więc nie musiałam płacić.
O 14.30 byłam w domu, za 3 godziny miał być u mnie Kastiel i co ja teraz ze Soba poczne? Westchnęłam i poszłam do kuchni coś zjeść. Odgrzałam zupe, zjadłam - 15. No dobraa! Poszłam przed telewizor, potem na lapka i o 16, postanowiłam się umalować. Weszłam do łazienki i nałożyłam under20 gąbeczką, po czym użyłam tuszu, zrobiłam kreske i użyłam złotego cienia do powiek. Gdy wyszłam z łazienki ostrożnie weszłam w moją sukienke i założyłam czarne baleriny. I tak moje buty właściwnie nie były wydoczne. Przejrzałam się w lustrze i oniemiałam, zobaczyłam tam jakąś piękną dziewczynę, podniosłam rękę, by dotknąć Swojej twarzy, i przymrużyłam oczy, dziewczyna w lustrze naśladowała każdy mój ruch. Poszłam jeszcze umyć zęby. Była 16.55 zadzwonił dzwonek do drzwi zeszłam na dół, Kastiel stał z małym bukiecikiem w jednej ręce i z maską w drugiej miał na Sobie czarny piękny garnitur i czerwony krawat. Na mój widok, potrząsnął głową.
Kas: Zastałem Sucrette? - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech, Kastiel wszedł do środka.
Kas: Chciałbym Ci kogoś przedstawić. - what the fuck? złapał mnie za rękę i poprowadził mnie przed lustro w moim pokoju. - Poznaj, to jest Sucrette. - nie wiedziałam o co mu chodzi, ale się uśmiechnęłam. - to ją kocham. - oniemiałam, serce przestało bić w mojej piersi, spojrzałam Kastielowi w oczy. - Kocham Cię.
Su: Ja też Cię kocham. - nasze usta się połączyły.
-
Mój Boże, mój Boże!
OdpowiedzUsuńW końcu wyznał jej miłość <3
Jejciu jak się cieszę! ^^
Uwielbiam i zabraniam kończyć <3
OdpowiedzUsuńAhaha, miszcz painta xD
Dzięki. ;d jeszcze kilka części ^^
OdpowiedzUsuńmistrz painta się kłania , hahaha :D
Wczoraj odkryłam twojedo bloga i prawdę mówiac jest genialny, siedziałam do 1:00 w nocy by przeczytać i tak go wczoraj nie skończyłam to w szkole na lekcjach go czytałam i po prostu rewelacja jestem mile zaskoczona *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta XD
Rozdział bombowy :D
OdpowiedzUsuńNareszcie udało mi się skończyć pisać ten zakichany rozdział ^^
fallen-teenager.blogspot.com