Wstałam z łóżka i zbiegłam na dół, zagotowałam Sobie mleko, Mike jeszcze spał, więc dzisiaj do szkoły się przespaceruje. Weszłam na góre, ubrałam szarą sportową bielizne, różową koszulkę z opadającym ramieniem, jeansowe slimy, skarpetki i różowe wysokie adidasy. Zbiegłam po schodach, widziałam, że mleko się wylewa, więc rzuciłam się w stronę kuchenki oczywiście obijając się o krzesło, które się przewróciło, ja się potknęłam i upadłam, siedząc na podłodze wyłączyłam gaz. W tym momencie, drzwi do pokoju Mike'a otworzyły się z hukiem, a on wpadł do kuchni.
Mich: Co się dzieje?! - Spytał przestraszony, po czym zobaczył mnie na podłodze i uderzył dłonią w czoło. - Suśka Ty niezdaro.
Su: Dzień dobry. - Powiedziałam lekko zdenerwowana, gdy Mike pomagał mi wstać.
Mich: Czego się denerwujesz? - Spytał z głupim uśmieszkiem.
Su: Nie nazywaj mnie niezdarą!
Mich: Hahaha! Ale przeciez nią jesteś! Nawet na imprezie nie widziałem nikogo na podłodze w kuchni!
Su: Mikey...
Mich: No dobra, dobra. - Zerknął na kuchenke. - Wyczyść to!
Su: Tak jest, sir! - Krzyknęłam salutując.
Michel pokręcił głową i usiadł na krześle przeciągając się.
Su: Przepraszam, że Cię obudziłam. - Powiedziałam zbierając niezaschnięte mleko gąbką.
Mich: I tak już nie spałem, tylko leżałem.
Su: Podwozisz mnie?
Mich: A chcesz?
Su: Tak pytam...
Mich: To Twój chłopak po Ciebie nie przychodzi?
Drgnęłam.
Su: To nie mój chłopak. - Powiedziałam cicho, kuchenka była już czysta, odwróciłam się w stronę brata, wyglądał na zmieszanego. Z jego jego twarzy można było odczytać zdziwienie i zdenerwowanie.
Mich: Co?!
Su: To co powiedziałam.
Mich: Liżesz się z byle jakim chłopakiem?! Masz do Siebie jakikolewiek szacunek!?
Su: Michel! - Nigdy nie słyszałam, czegś takiego z jego ust. Nigdy nawet na mnie nie nakrzyczał.
Mich: No co!?
Su: Zamknij się! Jaki... Jaki z Ciebie idiota! ... Tak! Jesteś idiotą! Nie masz prawa tak się do mnie odzywać! Jestem na Ciebie wściekła! - Do oczu zaczęły napływać mi łzy, chociaż nie chciałam płakać. - Nie CAŁUJE się z byle kim! A Ty co? Zdesperowany ruchaczu! Rżniesz byle jakie dziewczyny! Skoro ja nie mam do Siebie szacunku co powiesz o Rachel, którą ostatnio posuwałeś?!
Straciłam apetyt, Mike wpatrywał się we mnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Wbiegłam na górę, zabrałam torbe, umyłam zęby ,szybko nałożyłam krem i tusz do rzęs, zbiegłam na dół, bez słowa pożegnania wybiegłam z domu i zatrzasnęłam za Sobą drzwi.
Spojrzałam na zegarek w telefonie, wskazywał 7.10. Wyszłam zdecydowanie za wcześnie. Weszłam do sklepiku i kupiłam Sobie 2 bułki słodkie, banana, jabłko i dwa grześki. Zapłaciłam, wyszłam ze sklepu i od razu zjadłam jedną bułkę. W szkole byłam o 7.33. Usiadłam na ławce i zastanawiałam się nad tym co się stało rano, czy przypadkiem nie przesadziłam z tym co powiedziałam? czy moja reakcja była odpowiednia? może powinnam powiedzieć, że Kastiel jeszcze nie jest moim chłopakiem... Ale Mike przesadził, właściwie nazwał mnie szmatą. Nie chciałam się z nim kłócić. Doszłam do wnisku, że oboje przesadziliśmy. Rozmyślając wpatrywałam się w plakat wiszący na drzwiach wejściowych, był kolorowy, ale nie interesowałam się jego treścią. Westchnęłam głośno, przedemną stanął Armin.
Ar: Hej Su!
Wstałam.
Su: Cześć braciszku! - Uściskaliśmy się.
Ar: Dobrze widzę, czy jesteś wcześniej? - Posłał mi zdumione spojrzenie. To prawda, że zwykle zjawiałam się w szkole, gdy już wszyscy byli na miejscu.
Su: Wyszłam dzisiaj wcześniej.
Ar: Grałaś wczoraj?
Su: Nie. A Ty?
Ar: No pewnie! Mój sposób na kaca.
Zaczeliśmy się śmiać, Armin obejmował mnie ramieniem.
Ar: Szkoda, że nie grałaś, pokłóciliśmy się z jakimiś idiotami.
Su: Znowu...
Ar: Ja nie wiem co za ludzie w to grają!
Uśmiechnęłam się do niego.
Ar: Idę do Alexyego. - Cmoknął mnie w policzek.
Su: Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się.
Odprowdziłam go wzrokiem, przy drzwiach stała Amber ze Swoją świtą wszystkie mi się przyglądały, potem spojrzałam w Swoje lewo szukając kogoś znajomego, 3 metry odemnie stał Kastiel z rękami schowanymi w kieszeniach spodni., widząc, że go zauważyłam westchnął i zaczął zmierzać w moim kierunku, gdy już podszedł, nadstawiłam się by pocałować go w policzek, ten jednak pocałował mnie szybko w usta, posłałam mu zdumione spojrzenie.
Kas: No co?
Su: No... Nic, ale każdny mógł nas zobaczyć.
Kas: Straszne. - Skrzyżował ręce na piersi i zmarszyczył brwi.
Su: Stało się coś?
Kas: Co jest między wami?
Nie zrozumiałam go, pomyślałam, że może się pomylił i chciał powiedzieć nami , ale zaraz dodał.
Kas: Tobą, a panem nolifem.
Su: ( Ah, więc obserowował mnie i Armina. Jak słodko! jest zazdrosny. Uśmiechnęłam się w duchu. ) Jest dla mnie jak brat.
Ten uśmiechnął się kpiąco.
Kas: Cóż... Trochę kazirodcze z was rodzeństwo.
Zaśmiałam się.
Kas: Całowaliście się, a teraz zachowujecie się jak gdyby nigdy nic.
Su: Dokładnie.
Kas: Dziwaki.
Su: Bo?
Kas: A co gdybym ja zachowywał się teraz, jak gdybyś do mnie nie przyszła i w ogóle?
Su: Płakałabym. - Odpowiedziałam po chwili namysłu. - A to wczoraj, nie było po pijaku!
Kastiel usiadł na ławce, zajęłam miejsce obok niego, ręke przełożył przez ławke dla niepoznaki, mniej więcej mnie obejmował.
Kas: Jak Ci się spało?
Su: Haha, nienajgorzej. Gorsza była pobudka.
Kas: Dlaczego?
Su: Pokłóciłam się z Mikem...
Kastiel wyjął paczke papiersów z kieszeni, a ja wstałam.
Kas: Co jest?
Su: Nie toleruje palenia.
Kas: To chyba mamy problem.
Su: Nie możesz rzucić?
Kas: Nie możesz przywyknąć?
Spojrzałam na niego zdenerwowana.
Su: Nigdy nie paliłam i wolałabym żebyś też tego nie robił.
Kas: Bo?
Su: Bo... Śmierdzisz i szybciej umrzesz.
Kastiel prychnął. Zrobiłam oczy, jak kot ze shreka, z powrotem zajełam miejsce obok Kasteila, położyłam dłoń na jego nodze i przygryzłam wargę.
Su:. Proszę.
Kastiel wywrócił oczami i schował papierosy do kieszeni. WOOOOHO! Sukces!
Kas: Nie mogę uwierzyć, że to robię.
Su: A ja tak i bardzo się ciesze, że to dla mnie robisz. - Uśmiechnęłam się.
Kas: Nie będzie mi łatwo... I nieczego nie obiecuje.
Westchnęłam.
Su: Będę Cie pilnować.
Teraz on westchnął.
Kas: Nie wątpie.
Zadzwonił dzwonek i ruszyliśmy w stronę klasy, Kastiel usiadł z Lysandrem, a ja z Rozalią. Po lekcji wyszłam przed sale.
Roz: Sucrette! Dzięki za impreze! Było świetnie.
Su: Ciesze się.
Po chwili pdbiegła do nas Peggy z gazetką w ręce.
Peg: Hej Su! NIezła imprezka. Spójrz.
Podała mi gazetkę, na pierwszej stronie było moje zdjęcie przy DJ' ce. Muszę przyznać, że było śliczne. Kolorowe światełka, ja w słuchawkach, uśmiechnięta, tytuł brzmiał. Weekendowe zabawy... U Sucrette. Pierwsza część artykułu. : Weekendowe zabawy. Zawsze pojawiały się w poniedziałek. Peggy wybierała Sobie cel i opisywała co kto robił w weekend, kiedyś znalazła się tam Rozalia w różnych miejscach i Leo.
Roz: Nono. - Uśmiechnęła się.
Su: Potem Sobie przeczytam. - Uśmiechnęłam się do Peggy.
Peggy pobiegła do pana Frazowskiego, który ją zawołał. Ostatnio miała braki z biologii.
Roz: Pisałam do Ciebie wczoraj... - Spojrzala na mnie w wyrzutem.
Su: A tak. Zasnęłam i odczytałam rano. - Skłamałam zgrabnie.
Roz: Och... To co Ty na to?
Su: No nie wiem. Chyba nie potrzebuje zakupów.
Roz: Żartujesz? Masz juz coś?
Su: Eee... Chyba nie bardzo rozumiem.
Roz: No na bal!
Su: C-co?
Rzalia weschnęła wyprowdziła mnie na dziedziniec i wskazała na plakat w który się wcześniej wpatrywałam.
Bal maskowy!
Zapraszamy wszystkich uczniów na bal maskowy! Który odbędzie się. 20 maja 2013 roku w piątek o 17.30 ! Wiecej informacji u głównego gospodarza!
Su: Och..
Roz: No nie mów, że nie wiedziałaś!
Su: Nie zauważyłam tego.
Roz: Oj dziewczyno. To jak z tymi zakupami?
Su: Nie mam dzisiaj ochoty. Może przejdę się jutro sama. - Nie chciałam nigdzie dzisiaj iść, ponieważ ten dzień chciałam spędzić z Kastielem.
Roz: No dobra, to idę się umówić z Irys i Violettą. - Uśmiechnęła się do mnie.
Odwróciłam się i ruszyłam w strone Kastiela, który siedział na naszej ławeczce.
Su: Stresik? - Miałam na myśli spotkanie z Rebeccą.
Kas: Taa.. A wiesz co by mnie odstresowało? - Poklepał kieszeń do której wcześniej schował papierosy.
Usiosłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersi.
Kas: Oj wiem.. - Nie wyglądał na zadwolonego.
Su: To może pójdę, a Ty zapalisz... Nie chce żebys był przeze mnie zły.
Kas: Dam Sobie rade!
Su: No dobra sorry!
Kastiel się zaśmiał.
Su: Widziałeś? - Wskazałam palcem na plakat.
Kas: Tak. O tym wczoraj mówiem.
Su: Co?
Kas: No o tym wielkim dniu.
Su: To chyba Ci się coś pomyliło, bal jest w piątek, a nie we wtorek głupku.
Kastiel wzruszył ramionami.
Kas: Idziesz?
Su: A Ty?
Kas: No tak jakby chciałem Cię zaprosić.
Su: Chciałeś ?
Wstał.
Kas: Sucrette. - Złapał mnie za rękę. - Pójdziesz ze mną na bal? - Widziałam,że tłumił smiech, coś takiego nie było w jego stylu, ja się nie powstrzymywałam i wybuchnęłam śmiechem. - Dzięki... - Zrobił obrażoną minę.
Su: No jasne, że z Tobą pójdę, ale nie zgrywaj takiego gentelmena. - Uśmiechnęłam się do niego odsłaniając zęby.
I znów zadzwonił dzwonek. Angielski..
Po lekcji, rozmawiałam z Lysandrem, Kentinem, Natanielem, Irys, Violettą i Alexym którzy dziękowali mi za impreze. Poszłam na klatke schodową.
- Su?
To Melania.
Su: O cześć. Jak tam?
Mel: Chciałam Cię przeprosić.
Su: Za co?
Mel: Przesadziłam w sobotę. Zrobiłam z Siebie kretynkę.
Su: Oj przestań!
Mel: Serio mi przykro...
Su: Wierze Ci, ale nie masz za co przepraszać, z resztą w niedziele już mnie przepraszałaś! Każdemu mogło się zdarzyć, przesadziłaś z alkocholem, ale nic poza tym się nie stało. Wszystko okej!
Mel: To dobrze. - Od razu poprawił jej się humor.
Kolejną lekcją, była chemia... Czarna magia! Nauczycielka się na mnie uwzięta, więc postanowiłam trochę utrudnić jej prowadzienie lekcji. Po chemii poszłam się przewietrzyć, wyszłam na dziedziniec kiedy podbiegła do mnie, opalona dziewczyna. Miała długie czarne kręcone włosy, obcisłe szorty, koszulkę do połowy brzucha normalną, a dalej zwisały jej frendzelki, na nogach miała białe tenisówki, trzebabyło przyznać, że była dość ładna.
??? : Hej! Jestem Rebecca! Wiesz może o której kończy lekcje Kastiel?
Poczułam ukucie w okolicach serca. Było mi jej naprawdę szkoda, przyjechała do chłopaka, szczęśliwa, a tu będzie miała takie rozczarowanie, z drugiej strony czułam do niej niechęć w końcu była dziewczyną Kastiela, chłopaka którego kocham.
Su: Cześć. Nazywam się Sucrette. Kastiel kończy za godzinę,
Reb: Och, dzięki! Znasz go?
Su: Tak. Chodzę z nim do klasy.
Reb: Dobra! Idę się przejść i wracam za godzinkę.
Pobiegła w stronę ulicy. Odwróciłam się na pięcie. Za mną stał Lysander i Nataniel, co było dziwne bo nie widywałam ich razem.
Lys: To było Rebecca?
Su: Tak...
Nat: Kto? - Spytał zdezoriętowany.
Lysander zerknął w moją stonę, widział, że nie dam rady nic powiedzieć.
Lys: Dziewczyna Kastiela.
Nataniel spojrzał na mnie z żalem i wziął mnie w objęcia, też go przytuliłam, Lysaner za to jeździł mi pocieszająco ręką po plecach, po chwili było mi lepiej, spojrzałam w góre, Nataniel uśmiechał się do mnie blado.
Su: Dzięki. - Uśmiechnęłam się.
Lys: Co teraz?
Uwolniłam się od Nataniela.
Su: Kastiel z nią zerwie.
Obaj zrobili wielkie oczy.
Lys: Ładnie... Przyjeżdża do niego dziewczyna zza granicy, a ten ją zostawia.
Zrobiłam skwaszoną minę.
Nat: Biedna dziewczyna.
Su: Też mi jej szkoda. Ale jest ładna, napewno znajdzie Sobie kogo innego. I... Ile oni ze Sobą byli zanim wyjechała?
Lys: 2 tygodnie.
Su: To niedługo.
Zadzwonił dzwonek, usiadłam obok Kastiela i poinformowałam go o tym, że widziałam Rebecce.
Kas: Jak wyglądała?
Su: Co?
Kas: Seksownie? - Spytał retorycznie z naburmuszoną miną. - Była radosna?
Su: Tak... Nawet bardzo. A czemu miałaby być smuta?
Kas: No wiesz... Mogła Sobie kogoś znaleźć za granicą i chcieć mnie o tym poinformować.
Su: Nie liczyłabym na to.
Kastiel wyglądał na lekko zdenerwowanego, minutę przed dzwonkiem, złapałam Kastiela za rękę pod ławką.
Su: Powodzenia. - Szepnęłam.
Kas: Nie idziesz?
Su: Nie dam rady, na was patrzeć.
Zadzwonił dzwonek, wszyscy wyszli z klasy, Kastiel szybko pocałował mnie w policzek i wyszedł. Gdy wyszłam z klasy nikogo nie było na korytarzu, prócz mnie.
......................................................................................................................................................................
Kastiel.
Wyszedłem z klasy B i schowałem się w sali A chciałem poczekać, aż wszyscy pójdą, zanim zerwe z Rebeccą żeby było się bez świadków. Po 3 minutach wyszedłem z klasy, na końcu korytarza stała Su, twarz miała schowaną w dłoniach. Udałem się na dziedziniec. Zobaczyłem Rebecce. Była ubrana tak samo, jak pierwszy raz kiedy się poznaliśmy w klubie.
Reb: KAAASTIEEEEL! - Podbiegła do mnie i rzuciła mi sie w ramiona, nie tknąłem jej. Rozejrzałem sie po dziedzińcu, była tam tylko ta blond idiotka Amber, Li i Charlotte. - Tak tęskniłam!
Odsunąłem ją od Siebie, spojrzała na mnie zdziwiona.
Kas: Słuchaj... - Co ja do cholery mam jej powiedzieć! Myśl Kastiel... Rusz mózgowicą. Co Ci mówiła Sucrette? - Długo Cię nie było. Lubiłem Cię, ale przez ten czas sporo się wydarzyło. Mam kogoś innego. - Co jeszcze mówiła? A tak bądź łagodny. - Przykro mi.
Poszedłem w stronę ulicy, tak szybko, że niemal biegłem, postanowiłem pójść, pod dom Sucrette. Tam na nią poczekam, Rebecca się nie odezwała, nawet się nie odwróciłem, żeby na nią spojrzeć.
...................................................................................................................................................................... Sucrette.
Po około 6 minutach wyszłam na dziedziniec. Na jego środku stała Rebecca, wyglądała jakby jakby ktoś jej właśnie przywalił. Zaczęła krzyczeć sama do Siebie.
Reb: KTO?! KTÓRA SZMATA UKRADŁA MI CHŁOPAKA?! NO KTÓRA KTO DO CHOLERY?! POKAŻ MI SIĘ KURWO!
Stałam jak sparaliżowana, to ja jestem tą kurwą o której była mowa, ale nie miałam odwagi się przyznać. Wtedy zauważyłam Amber, która kierowała się w stronę czarnowłosej.
Amb: Ej! Ty! To ona! - Wskazała na mnie palcem.
Rebecca podbiegła w moją stonę, w jej oczach widziałam szał, to był wzrok szaleńca. Gdy była przedemną, pchnęła mnie w ramię i z całych sił wymierzyła mi policzek, byłam jak oszołomiona, spojrzałam jej w twarz.
Su: EJ! - Widziałam, że jeszcze ze mną nie skończyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz