czwartek, 26 września 2013

Rozdział XXX - powrót.

Odwróciłam się w prawo. 
??? : I co widzisz? 
Su: Drzewo. - Powiedziałam spokojnie, 6 metrów przede mną, stał ograomny dąb. 
??? : Podejdź do niego.
Su: Po co? 
??? : No podejdz! 
Su: No dobra! 
Zaczęłam zmierzać powoli w stronę dębu, byłam metr od niego gdy nagle...
- BUUUUUUUU!
Su: Aaaaaaaaaaa! 
Upadłam na ziemie, przedemną ze śmiechu kulił się sprzedawca ze sklepu.
Su: Co... Co to ma znaczyć?!
??? : Hahaha! A to, ze Cie nieźle załatwiłem! 
Wstałam. 
??? : Jestem Kevin. 
Su: Sucrette. - Podałam mu niechętnie rękę, zupełnie zapomniałam, że dałam mu mój numer telefonu. - Chyba powinnam oddać Ci wózek. 
Kev: Nie po to dzwoniłem. 
Su: A po co? 
Kev: Jesteś mi coś winna. - Złapał mnie za rękę, ale zaraz ją wyrwałam. 
Su: Nie sądze. - Warknęłam. 
Kev: Słuchaj kochanieńka. - Chwycił mnie za podbrudek, nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. - Sprzedałem Ci alkochol, coś mi obiecałaś.
Znów sie wyrwałam.
Su: Nie przypominam Sobie żebym coś Ci obiecała! Podałam Ci tylko numer telefonu. 
Kev: To o czymś świadczy. - Robił się trochę agresywny. 
Su: O niczym, dam Ci ten wózek i... - złapał mnie za nadgarstki i zaatakował moje usta Swoimi, kopnęłam go w krocze. - HEJ! 
Kevin leżał na ziemi. Co z tymi chłopakami! Tam samo miałam z Kentinem...
Kev: Jesteś jakaś nienormalna?! Co za szmata! 
Su: Żadna szmata! Gdybym nią była nie leżałbyś teraz na ziemi! 
Kev: Flirtowałaś ze mną w sklepie!
Su: Pff, też mi coś! Żebyś mi sprzedał alko! Z resztą wtedy nie miałam jeszcze chłopaka! - Wrr ! - Z resztą po co ja Ci się tłumacze, pieprzony idiota! 
Usłyszałam za Sobą, że drzwi do domu się otwierają, odwróciłam się w naszą stonę szedł Mike. 
Mich: Co się tu dzieje!?
Su: Nic, ktoś Sobie za dużo pozwolił. Czekaj. - Poszłam do domu, weszłam do pokoju gościnnego, wzięłam z tamtąd wózek, wyszłam z nim na dwór, gdy byłam 3 metry od pana ekspedienta, kopnęłam wózek w jego stronę, ten musiał się przeturlać, żeby wózek na niego nie runął, patrzył na mnie oburzony, za to Michel zdziwiony. - Mikey, chodź do domu, musimy pogadać. - Chodziło mi oczywiście o Rachel, zmierzaliśmy w stronę domu kiedy coś wpadło mi do głowy. - Jeszcze moment.
Podeszłam do Kevina i znalazłam w jego kieszeni telefon, szybko go zabrałam.
Kev: Co Ty odpierdalasz?! - Wciąż trzymał sie za jaja.
Su: Zamknij się, środki ostrożności! - Usnunęłam szybko Swój numer telefonu, wzięłam siatke z moimi zakupami i rzuciłam mu telefon. - Do nie zobaczenia. 
Odwróciłam się Michel stał w drzwiach wejściowych, gdy się zbiżałam wszedł do środka, weszłam za nim, zamknęłam drzwi i zdjęłam buty. 
Mich: O czym chciałaś pogadać? 
Westchnęłam, położyłam zakupy na stole w kuchni, weszłam do salonu usiałam na kanapie i poklepałam miejsce obok Siebie. Usiadł.
Mich: To...? 
Su: Rachel. - Miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień. 
Mich: Co z nią?
Su: Spotkałyśmy się. 
Mich: I? 
Su: Była w parku, z jakimś facetem. - Spojrzałam na niego ostrożnie. 
Mich: I co? Może to jej kolega. 
Su: Nie wydaje mi się. - Złapałam go za rękę. - Chyba, ze całuje sie kolegów. 
Mich: Całowała się z innym?! 
Su: Ta, z jakimś Johnem. - Spojrzałam na niego skruszona. - Przykro mi. 
Mich: Nie wiem co powiedzieć... Od początku miałaś co do niej racje, co ze mnie za kretyn!
Su: Nie prawda! Możesz mieć lepszą! A nie jakąś wywłokę! 
Mich: Heh, jesteś słodka - Przytulił mnie. - A ona wie, że ją widziałaś? 
Su: Tak, po spotkaniu zostawiłam jej ślad na policzku i być może straciła pare włosów.  
Mich: Moja siostrunia wojowniczka.
Zaśmialiśmy się. 
Mich: Może przydałyby Ci się jakies sztuki walki? - Spytał z uśmiechem, dobrze, że nie zamartwia się ta ścierwa. 
Su: Daje radę bez nich. - Odwzajemniłam uśmiech. - A skoro o tym mowa, spotkałam dzisiaj Rebecce.
Mich: Nie żartuj! Rozmawiałaś z nią? 
Su: Powiedzmy, przeprosiła mnie.
Mich: Wooow..., co za dzień.
Su: No wiem, a na dobitke jeszcze mnie opuszczasz. - Posmutniałam. 
Mich: Muszę, praca... Ale obiecuje, że będę Cię odwiedzać!
Su: Chociaż tyle. 
Mich: Dobra! - Krzyknął. - To robię popcorn i odpalamy film? 
Su: Mi pasuje. - Uśmiechnęłam się. 
Zadzwonił mi telefon, Rozalia.
Roz: Hej Su! Oczytałaś esa?
Su: Tak, możesz wpaść. 
Roz: Jestem za 5 minut!
Weszłam na górę po zeszyty, zeszłam zadzwonił dzwonek, szybko dałam Rozie zeszyty zamknęłąm drzwi i usiadłam na kanapie.
Oglądaliśmy filmy do 16, kiedy spostanowiliśmy, że czas na obiad, jedząc oglądaliśmy jeszcze jedną część. Rozmawialiśmy oglądaliśmy i wygłupialiśmy się. Ech... Będzie mi go brakować. O 20 zadzwonił dzwonek do drzwi. Rodzice... Michel poszedł otworzyć, po chwili ruszyłam za nim.
Mama: Sucrette! - Uradowana rzuciła mi się w ramiona. - Daliście Sobie jakoś sami radę? 
Su: Tak. - Teraz ściskałam tatę.
Mich: No to ja się będę zbierał. 
Byłam strasznie przybita, Michel wyszedł z przed pokoju i po chwili byl spowrotem z walizką. Przytuliłam go. 
Su: Będę tęsknić. Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz. - Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. 
Mich: Też będę tęsknić. - Westchnął i wtulił się twarzą w moje włosy. 
Tata: Być może niegługo się zobaczycie. - westchnał.
Su/Mich: O czym Ty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz