czwartek, 26 września 2013

Rozdział XI - połączenie.

Całowaliśmy się kilka minut po czym Kastiel usiał ze mną na ławce, wtuliłam się w jego obojczyk. 
Kas: I co lepiej? 
Faktycznie było mi lepiej, odstresowałam się. 
Su: Tak. - Przytułam się do niego. 
Kas: Co się tak przymilasz? - spytał z uśmiechem i uszczypnął mnie po bokach, a ja pisnęłam i zerwałam się na równe nogi. 
Su: Przestań! 
Kas: Nie zastosuje dwa razy tego samego numeru, mam lepszy pomysł... 
Spojrzałam na niego z lękiem. Kontynuował. 
Kas: Masz łaskotki? Oooo! Albo mam lepszy pomysł! Masz ochotę na zimny prysznic? - Spojrzał w stonę pryszniców dla dziewczyn. 
Su: Nawet nie próbuj! - Ostrzegłam go i przykleiłam się plecami do ściany. 
Kas: Bo? - zaczął się niebezpiecznie zbliżać. 
Su: Bo... - Myśl Sucrette, myśl! 
Kas: Skoro nie masz żadnego argumentu... - Był już pół metra odemnie i wyciągnął ręcę. 
Su: Czekaj! Jak mnie teraz tkniesz zacznę krzyczeć aż ktoś nas usłyszy i będziesz miał kłopoty!... A potrafie głośno krzyczeć.. 
Kas: Nie przekonałaś mnie. 
Zadzwonił dzwonek, gdy brzęczenie ustało zawołałam. 
Su: AAA!!! 
Kastiel podleciał do mnie i natychmiast zatkał mi usta ręką. 
Kas: No już już!
Kastiel usiadł na ławce. Usiadłam obok. 
Su: Tęskniłam za Tobą. - przekręciłam się aby być odwrócona w jego stone nogi położyłam na nogach Kastiela, wtuliłam się w jego ramię, chwyciłam jego rękę i zaczęłam koniuszkami palców rysować nieokreślone wzory na jego dłoni i przedramieniu. - Wczoraj nawet próbowałam zwiać z lekcji żeby z Tobą porozmawiać. 
Kas: CO?! Zwiałaś z lekcji? - miło, że też za mną tęsknił... i co go tak zaskoczyło?
Su: PRÓBOWAŁAM, pan Frazowski mnie przyłapał.
Kastiel śmiał się, aż zaczął krztusić.
Kas: Oj dziecko.
Su: Nie mów tak do mnie! Czy ja wyglądam jak dziecko?!
Kas: No cóż... - wzrokiem podążył od moich nóg do twarzy. Już go nie przytulałam, podparłam się z tyłu rękami i patrzyłam na niego kpiąco, jego ręcę robiły mi masaż nóg, tzn delikatnie uderzał w moje uda pięściami. - Napewno nie całujesz jak dziecko. 
Zaczęliśmy się do Siebie zbliżać i wtedy. 
- Sucrette ? Kastiel ? 
Spojrzałam na Kastiela, zrzedła mu mina, to był Lysander. Po chwili wszedł do szatni. Patrzył na nas chwile Swoimi dwukolorowymi oczami, pierwszy odezwał się Kastiel. 
Kas: I co znalazłeś Swój notatnik? - Patrzył na niego sroko, a z tonu głosu można wywnioskować, że nie bardzo go to tak naprawdę interesowało.
Lys: Szczerze mówiąc to nie. 
Coś Sobie przypomniałam, wstałam i wyszłam, chłopcy posyłali mi zdzwione spojrzenia, weszłam do męskiej szatni, gdy chowaliśmy się z Kastielam coś mi mignęło kątem oka w szafce obok, uchyliłam szerzej drzwi do szafki, leżał tam mały notesik, wzięłam go, weszłam do szatni dziewczyn, podałam Lysanerowi notes i usiadłam blisko Kastiela, ten o dziwo wziął mnie za rękę, a ja położyłam głowe na jego ramieniu, Lysander patrzył na nas z dziwną miną. 
Lys: Gdzie.. Gdzie był? 
Su: W jednej z szafek w męskiej szatni. 
Lys: Dzięki skąd się tam.. nie ważne.. co tu robicie? 
Kas: Siedzimy. - odpowiedział beznamiętnie. 
Lys: Przestaniesz się boczyć? 
Kas: Nie. Wiesz co on jej zrobił?! 
Lys: Kto? 
Su: Kentin. 
Kas: Ta.. Kentin.. - Wziął moję rękę i pomachał ją Lysanderowi żeby mógł zobaczyć moje siniaki, a ten zrobił zdziwioną mine i spojrzał na mnie. - Nie sposkarżył się nauczycielce? 
Lys: Nie było go na lekcji.. 
Wymieniliśmy z Kastielem spojrzenia. 
Lys: A Su chyba czuje się już dobrze. 
No dobra to było hamskie. Ale Kastiel mnie przytulił, nie widziałam nic poza podłogą, ale wydawało mi się, że coś się za tym kryje.
Lys: Idę pod sale idziecie ze mną?
Kas: Za chwilę.
Lys: Dobra, to narazie, Sucrette jeszcze raz dzięki za notes.
Odpowiedziałam mu delikatnym uśmiechem.
Gdy Lysander wyszedł Kastiel zwrócił się do mnie.
Kas: Nie mam zamiaru iść na lekcje.
Su: Chcesz się zerwać...
Kas: Idziesz ze mną? - spytał i zaśmiał się krótko - Zobaczysz jak to się robi.
Szturchnęłam go w ramie.
Su: Hej! Umiem to robić! Po prostu tym razem nie miałam szczęścia!
Kas: To masz wcześniejsze doświadczenie?
Su: Nie. - Znów się zasmiał. - Oj nie miałam szczęścia!
Kas: Okej, okej! .. Chodź. 
Złapał mnie za rękę i zaprowadził pod prysznice, przestaszyłam się.
Su: Żadnym sztuczek bo... 
Kas: Oj wiem, zamknij się. - Wskazał palcem na okno. 
Su: Ekhem... 
Podeszłam do ścianki nad którą było okno, był tam też mały parapecik. Podniosłam rękę do góry, żeby dotknąć parapetu zabrakło mi ok 3 cm. Kastiel prysnął śmiechem. 
Kas: Chodź tu. - Ustawił ręcę w kołyskę, stanęłam mu na dłoniach, gładno wybiłam i łokciami podpierałam się o parapet, otworzyłam okno i zaczęłam wspinać, pomocny Kastiel położył rękę na moim tyłku i wybił mnie w górę, ale jakoś długo to trwało, gdy usiadłam na parapeniue spojrzałam na niego karcąco. - No co? - Odparł z drwiącym uśmiechem. - O czekaj! - I wybiegł. A co jeśli poszedł do szkoły i narazi mnie na pewną śmierć kiedy będę chciała zeskoczyć?! Ale wrócił po chwili w rękach trzymając moje szpilki i swoją kurtkę, podał mi buty, a sam nałożył kurtkę, szpilki wyrzuciłam przez okno. - Przesuń się. - Przycisnęłam się do ściany, Kastiel skoczył, podparł się na łokciach wdrapał się na parapecik i zeszkoczył gdy był na dole uśmiechnął się do mnie szeroko. - No teraz Ty, skacz! - widząc moją niepewną minę dodał - Złapię Cię. - I skoczyłam, nie mam pojęcia jak, ale mnie złapał i pocałował krótko w usta. - Wolność! - i znów obdarował mnie szerokim uśmiechem, odpowiedziałam mi tym samym. - No to dokąd idziemy? 
Su: Może pierw do mnie? 
Kas: A po co? 
Su: Przydałyby mi się jakieś buty. - spjrzałam na moje gołe stopy. 
Kas: Jak pójdziemy do Ciebie to mnie zostawisz. 
Su: Nie! Obiecuje! 
Kas: Hmm... Okej. - Odwrócił się do mnie i poklepał po bokach. - Wskakuj. 
Su: Dam Sobie radę. 
Kas: Ubrudzisz Sobie nogi księżniczko - powiedział z głupim uśmieszkiem, a podem udając przestraszoną minę dodał - A jak wbije Ci się szkło?! 
Su: Idiota.
Wzięłam moje buty z ziemi w wskoczyłam mu na plecy, niósł mnie niewiele rozmawialiśmy, po 15 minutach byliśmy u mnie pod domem. Zeszłam z jego pleców. 
Kas: Jest ktoś u Ciebie? 
Su: Tak, mama i tata, wejdę powiem, że urwałam się z lekcji, zmienie buty w wychodzę z chłopakiem który mnie namówił do ucieczki. 
Kas: Po pierwsze do nieczego Cię nie namawiałem. Po drugie nie bądź taka sprytna! - i zaczął mnie łaskotać, żeby to przerwać położyłam Swoje ręce na jego dłoniach i pocałowałam przestał mnie łasktać a ja się od niego oderwałam. 
Su: No patrz jakie skuteczne! 
Kas: Następnym razem nie będziesz miała tyle szczęścia. 
Otworzyłam drzwi do domu. 
Su: Wejdź. 
Kas: I tak był wszedł, myślisz, że sterczałbym tu jak kretyn? 
Su: Zamknij się i wchodź. 
Oboje zaśmialiśmy się krótko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz