czwartek, 26 września 2013

Rozdział XXXI - utrata..

Mama: Phil ! - Krzychnęła na ojca po czym spojrzała na mnie z troską w oczach, a rękę położyła na moim ramieniu. - Kochanie, jeszcze nic nie jest pewne. 
Su: No dobra, ale o co chodzi?! 
Tata: No..
Mama: Phil! - Przerwała mu. - Jeszcze nic nie wiadomo, możesz się zamknąć? nic nie uslaliliśmy nie ma potrzeby o tym mówić! 
Mich: Skoro już zaczeliście... 
Mama: Michel! - Teraz jemu przerwała. - Koniec tematu. 
Su: Żaden koniec tematu mamo! Zagadzam sie z Michelem! Skoro już zaczęliście, to teraz to rozwińcie, chyba mamy prawo wiedziec. - Spojrzała na mnie niepewnie. - Mamo... 
Mama: Och niech już będzie! 
Michel: To może pójdziemy do salonu, nie będziemy tu tak stać. 
Bez słowa ruszyliśmy z Mikem do salonu i usiedliśmy na kanapie, za nami weszli rodzice i usiedli po naszych bokach na oparciach na ręcę. 
Mama: No bo widzicie... 
Tata: Możemy jechać do Amsterdamu na stałe.
Su: Co? - Od razu pomyślałam o wyjeździe, o pozostawieniu wszystkiego, chciałam zaprotestować, ale mama weszła mi w słowo. 
Mama: Pierw wysłuchaj. - Uśmiechnęła się łagodnie. 
Tata: Jest tam dobrze płatna praca, widzisz byliśmy tam tydzieć i przywozimy 1000 złotych na głowe. - wyszczerzyłam oczy, woo. - Tak. Na miesiąc to jest 8000 tysięcy. Ładnie nie? No... Ale żeby tam pracować wyjeżdżamy na pięć dni, wracamy na weekend. A przez te pięć dni może mieszkałabyś z Mikem.
To było zarazem świetne, a zarazem bez sensu. 
Su: Tato... Po co nam tyle pieniędzy? Macie samochody, mamy dom, stać nas na jedzenie, mamy ubrania, wszystko! A Mike też ma prace, nie może tu zostać.
Mama: Chcieliśmy załatwić mu prace w naszej dotychczasowej firmie. A pieniądze na Twoje prawo jazdy? Na Twój samochód? Na wakacje? Możemy wyremontować pokój gościnny dla Michela! O i Twoje wesele!
Su: Chyba trochę się zagalopowałas mamo. - Poczułam, że się rumienie.
Mama: Będziemy odkładać. W każdym razie, tam praca bardziej nam odpowiada. 
Tata: Michel, co Ty na to? 
Mich: Nie wiem. 
Wszyscy na niego patrzyliśmy.
Mich: Ej, ja pracuje w warsztacie samochodowym, miałbym teraz pracować w firmie? Mieliby mnie przyjąć?
Mama: Znajdą Ci jakieś niższe stanowisko i wszystko wytłumaczą. 
Mich: Niższe stanowisko? Ile bym zarabiał?
Tata: 2,500? No może 2 patole, zobaczy się. 
Mama: Będziemy się widywać w weekendy. 
Su: I tak zwykle nie często się widywaliśmy. 
Tata: To co wy na to?
Su: Mi pasuje. Mikey?
Mich: No jak załatwicie mi tą prace, to dlaczego nie. 
Mama: Świetnie! Jutro cały dzień nas nie będzie, mamy trochę jeżdzenia, a Ty Mike pojedziesz do Siebie, damy Ci znać telefonicznie jak z tą pracą, załatwisz z mieszkaniem, może ktoś je odkupi? Zabierzesz reszte rzeczy, złożysz wypowiedzenie i tak dalej. 
Tata: No dobra, a teraz może zrobimy jakąś kolacje?
Su: Szczerze mówiąc ja jestem najedzona. 
Mich: Ja też. 
Mama: To my coś zjemy. 
Su: Będę szła spać. Dobranoc. - Uściskałam wszystkich po kolei, weszłam na górę, umyłam się, włosy także, położyłam się do łóżka. Dzień był beznadziejny, ale zakończenie świetne. O godzinie 21.30 usnęłam. Obudziłam się następnego dnia o 10.42 gdy zeszłam na dół Mike latał z salonu do pokoju rodziców pakując Swoje rzeczy, za to rodzice ubrani rodzice dopijali kawe.
Su: Dzień dobry. 
Mama/Tata: Dzień dobry.
Mich: Cześć, cześć. - poczochrał mnie po włosach wchodząc do salonu, schował szczoteczke do torby, podrapał się po głowe i po chwili znów wybiegł z salonu. 
Mama: My się zbieramy, będziemy wieczorem. - Podeszła i pocałowała mnie w czoło, po chwili tata zrobił to samo.
Tata: Pa maleńka. 
Su: No narazie. 
Weszłam do kuchni, miałam ochote na tosy z dżemorem, tak więc wsadziłam chleb do tostera. Nalałam Sobie soku pomarańczowego upiłam łyka i weszłam do salonu, na kanapie siedział Mike.
Su: Za ile wychodzisz?
Mich: Pff, teraz chcesz się mnie pozbyć? - Uśmiechnęłam się i wywróciłam oczami. - Za 10 minut. Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
Su: Nic nie planowałam. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, ale wczoraj nie widziałam Kastiela i trzeba to nadrobić.
Mich: Rachel do mnie dzwoniła. 
Zakrztusiłam się sokiem. 
Su: No nie mów! ekhe ekhe , co chciała? 
Mich: Nie odebrałem. - Zmarszczył brwi, ja wygięłam usta w podkówkę, poklepałam go pocieszająco po ramieniu i ruszyłam po moje śniadanie. Wyjęłam tosty, włożyłam dwa kolejne kawałki chleba, a te gtowe posmarowałam morelowym dżemem, usiadłam w kuchni i zaczęłam jeść przeglądając dzisiejszy fakt, gdy kolejne dwa tosty były gotowe posmarowałam je dżemem truskawkowym, gdy zjdałam Mike wszedł do kuchni.
Mich: Zbieram się.
Su: Do zobaczenia. - Uściskaliśmy się, po czym wyszedł. gdy otworzył drzwi do przed pokoju wpadł strumień słońca, podeszłam do okna, termometr wykazywał 23 stopnie w cieniu. Weszłam na górę umyć zęby, po czym podeszłam do szafy i wywaliłam z niej wszystko, siedziałam w samej bieliźnie, złapałam czarne szorty i nałożyłam na Siebie, po chwili spostrzegłam kapelusz dyni, nie wiele myśląc nałożyłam go na Siebie, wyszukałam bluzeczkektóra do niego pasowała i ją nałożyłam, przejrzałam się w lustrze, no super! wyglądam jak pokręcona, trzeba to jeszcze trochę udziwnić, znalazłam czarne wysokie kozaki i je  założyłam, wepchnęłam wszystko do szafki. Wstałam, drzwi o mojego pokoju się otworzyły, stał w nich Kastiel. 


Sucrettee

Kas: Eee...
O w dupe.
Kas:Drzwi były otwarte, dla.. dla kogo się tak ubrałaś ? - zapytał z głupim uśmiechem. 
Su: Dla Ciebie. - och, Su. Ty kretynko. No dobra, brne w to dalej, przyjęłam jakąś dziwną pozę, zapewne chcąc wyglądać jak modelka. 
Kas: To jest to wynagrodzenie za chodzenie do szkoły? - Zapytał podchodząc do mnie i całując w usta na przywitanie. 
Eee, no niech będzie. 
Su: Tak. 
Kastiel zdjął mi kapelusz i założył na Siebie, naśladując mój modeling, wyglądał komicznie, oboje zaczęliśmy się śmiać, nagle przytulił mnie do Siebie i zaczął całować, zarazem namiętnie i nachalnie, z chęcią owzajemniałam pocałunki, położył mnie na łóżku, czułam do czego to prowadzi, zarazem tego chciałam i się bałam, chwilę później Kastiel był bez koszulki, a ja w samej bieliźnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz